Nie wiem, co miał na myśli legendarny piłkarz Roger Milla mówiąc, że choć Samuel Eto'o tak wiele wniósł do gry Barcelony i Interu, to jednak reprezentacji Kamerunu nie dał nic. "Nic", czyli dwa Puchary Narodów Afryki okraszone tytułami króla strzelców, złoty medal igrzysk w Sydney i drugie miejsce w Pucharze Konfederacji w 2003 roku. "Nic", czyli 41 bramek, które czynią go najlepszym strzelcem w historii drużyny narodowej, "nic", czyli trzy kolejne tytuły najlepszego piłkarza "Czarnego Lądu" - wyróżnienie, jakiego nie dostąpił nikt przed nim, nawet Milla. Niespełnienie Eto'o może rzecz jasna dotyczyć mistrzostw świata - we Francji był najmłodszym zawodnikiem turnieju, rezerwowym zabranym na mistrzostwa zaledwie dwa lata po tym jak zaczął karierę. W Korei i Japonii zdobył jednego gola, a drużyna przepadła w fazie grupowej (awansowali Niemcy i Irlandczycy). Pod tym względem Milla może czuć wyższość w stosunku do Eto'o - w wieku 38-lat poprowadził Kamerun do ćwierćfinału turnieju Italia'90 - "Nieposkromione Lwy" zaszły tak daleko na mundialu, jako pierwsza afrykańska drużyna. Jako piętnastolatek ruszył na podbój Europy Innych porównań z Eto'o nie wytrzymuje jednak żaden piłkarz z "Czarnego Lądu". I nie tylko. Właśnie niedawno, po wygranym finale Champions League z Interem na Santiago Bernabeu, Samuel został pierwszym graczem w historii, który zdobył dwa lata z rzędu potrójną koronę. Dokonał tego w dwóch różnych klubach - Barceloną, a teraz z zespołem Jose Mourinho. To był jego trzeci triumf w Lidze Mistrzów (uznawany obecnie za najlepszego gracza Afryki Didier Drogba nie ma ani jednego), w dodatku wywalczony w miejscu, gdzie dla Eto'o wszystko się zaczęło. Mając niespełna 15 lat piłkarz UCB Douala Samuel Eto'o znalazł się w grupie afrykańskich chłopców, którzy zwrócili uwagę skauta Realu Madryt. Przybyli do Hiszpanii w 2006 roku, w stolicy było jeszcze bardzo zimno. Ubrany w krótkie spodnie Eto'o do dziś pamięta uczucie bezradności, kiedy ktoś odpowiedzialny z królewskiego klubu zapomniał ich odebrać. Wyczekiwanie na cud na zimnym przystanku stało się dla nich pierwszą próbą charakteru. Walkę Eto'o ma we krwi - konflikt z Millą to dla niego nic nowego. Pierwsi jego talent zakwestionowali trenerzy Realu, wypożyczając go do Logrones, Espanyolu (gdzie też pokłócił się z trenerem i nie grał), wreszcie Mallorki. W pięć lat na Majorce zdobył 54 gole w Primera Division, co jest rekordem klubu do dzisiaj. Kiedy w końcu trenerzy Realu postanowili go odzyskać, na przeszkodzie stanął prezes Florentino Perez uznając, że nazwisko Kameruńczyka nie jest dość galaktyczne. W ten sposób za 25 mln euro trafił do Barcelony z miejsca zdobywając tytuł mistrza Hiszpanii i ... koronę króla strzelców. Dziennik "Marca" przyznał jednak trofeum "Pichichi" Diego Forlanowi nie zaliczając Eto'o jednej z bramek. "Madrid cabron saluda al campeon" (Real rogacz kłania się mistrzowi) - wykrzyczał Eto'o na oficjalnych obchodach sukcesu na Camp Nou, za co zapłacił 12 tys euro. W szatni Barcy podkładał bombę Miał z czego. Gdy przychodził do Barcelony powiedział inne ze swoich słynnych zdań: "Będę biegał jak czarny, żeby żyć jak biały". W 2005 roku wybiegał trzecie miejsce w plebiscycie FIFA na najlepszego gracza świata i nr 1 w Afryce. Czy mogło być lepiej? Mogło. Rok 2006 należał zupełnie do niego. Zaczęło się od Pucharu Narodów Afryki zdobytego w Egipcie i tytułu króla strzelców. Potem został najlepszym strzelcem ligi hiszpańskiej, Champions League, wybranym na najlepszego gracza finału w Paryżu. Jego bramka odmieniła losy boju z Arsenalem. "Wdzięczność" trenera Barcy Franka Rijkaarda była taka, że zimą znów zagotowała się krew w jego żyłach. "Eto'o podkłada bombę w szatni Barcelony" - donosiła hiszpańska prasa po konflikcie Kameruńczyka z Rijkaardem i Ronaldinho. Eto'o nie był bez winy - posadzony na ławkę odmówił wejścia do gry w końcówce meczu. Brazylijczykowi wyrwały się jednak nieszczęśliwe słowa: "Samu powinien myśleć nie o sobie, ale o drużynie." W Eto'o uderzył piorun, wypomniał największej gwieździe wszystkie opuszczone treningi, kiedy zamiast przygotowywać się do meczów kręcił reklamy. Dziennikarze wieszczyli, że to koniec Eto'o w katalońskim klubie. Wcześniej nadszedł jednak koniec Rijkaarda i Ronaldinho. Pep Guardiola ogłosił, że Samuel jest wśród skreślonych Zasiadając na ławce Barcelony Pep Guardiola musiał wstrząsnąć drużyną. Ogłosił, że Ronaldinho, Deco i Eto'o są u niego skreśleni. Kameruńczyk został na Camp Nou obiecując, że od tej pory będzie przemawiał wyłącznie na boisku. Zdobył 30 goli w lidze, a także tego najważniejszego odmieniającego finał Ligi Mistrzów z Manchesterem. Przyparci do muru piłkarze Barcelony pobiegli do kontry, gdy Iniesta zagrał do Eto'o, a ten ośmieszając Vidica pokonał van der Sara w swoim stylu - wykonując niemal niezauważalny ruch nogą. Kameruńczyk biegł wzdłuż pola karnego uderzając dłonią w żyły w drugiej, wyprostowanej ręce. Chciał dać do zrozumienia, że chociażby cały świat miał przeciw sobie, i tak krew przodków skłoni go do podjęcia wyzwania. "Wyzwanie" nadeszło niemal natychmiast. Latem, powołując się na "przeczucie" Pep Guardiola oddał Eto'o do Interu za Zlatana Ibrahimovica. 50 mln euro dopłaty, było dla Kameruńczyka jak policzek. Eto'o nie umiał dotrzymać słowa danego Guardioli. Na pół roku przed odejściem z Camp Nou jedna z francuskich gazet wydrukowała z nim wywiad, w którym powiedział, że w jego sercu jest Mallorka, a Barcelona to tylko miejsce zarobkowania. Czy była to prawda, czy kolejny poryw złości, nad którą Eto'o nigdy nie panował? Źle potraktowany przez trenera i działaczy zostawił na Camp Nou kilku przyjaciół. "Dla mnie Samu zostanie kimś bliskim na zawsze" - mówili tak Xavi, jak i Iniesta. Wypłata: 11mln euro za sezon W Mediolanie Kameruńczyk dostał gwiazdorski kontrakt (11 mln euro za sezon), ale udowodnił Jose Mourinho, że umie się bić o coś więcej niż tylko o swoje. Najlepiej zarabiający gracz drużyny, wcielił się bez kłopotu w człowieka od czarnej roboty. W półfinale Champions League na Camp Nou walczył jak lew w obronie. W czterech meczach z Barceloną nie zdobył nawet bramki, ale to on był górą. "Feeling" musi teraz podpowiedzieć Guardioli jak pozbyć się Ibrahomovica. Świat piłki nie rozpieszczał Kameruńczyka. Kiedy zdobywał gole dla Barcelony mówiono, że robiłby to każdy głupi mając za partnerów Messiego, Xaviego i Iniestę. Gdy w Interze radzi sobie bez nich, to znowu strzelając mniej jest w cieniu Diego Milito. Mourinho jednak nie narzekał, krnąbrny Kameruńczyk bez szemrania przyjmował każde zadanie, jakie mu zlecił na boisku. Niedawno w Hiszpanii pojawiły się nawet <a href="http://pomponik.pl" target="_blank">plotki</a>, że razem mogą pojawić się na Santiago Bernabeu (Mourinho już tam pracuje). "W tym absurdalnym świecie, nic nie jest niemożliwe" - powiedział Eto'o. Miałby okazję pojednać się ze swoim osobistym wrogiem, za którego uważa Florentino Pereza. Na boisku zmarł jego przyjaciel Najgorszym, co spotkało go w futbolu nie był jednak ani prezes Realu, ani trenerzy Espanyolu, czy Barcelony, ani nawet słynny rodak Roger Milla. 26 czerwca 2003 roku, gdy Kamerun grał z Kolumbią półfinał Pucharu Konfederacji na atak serca zmarł na boisku Marc-Vivien Foe, jeden z najbliższych przyjaciół Samuela. Eto'o zdobył bramkę w tamtym meczu, a 48 godzin później dedykował Foe wszystkie strzelone Recreativo Huelva w finale Pucharu Króla. Miał wtedy 22 lata i grał jeszcze w Mallorce, w sześć lat starszym Foe widział brata. Tłem dla tej pogmatwanej historii kameruńskiego sukcesu w Europie, jest rasizm. W lutym 2006 roku podczas meczu w Saragossie Eto'o był obrażany w tak niewybredny sposób, że na kwadrans przed końcem w ataku bezsilności i furii postanowił opuścić boisko. Koledzy z Barcelony zatrzymali go na nim niemal siłą, tłumacząc, że powinien być ponad to. "Gdyby poszedł do szatni, ja poszedłbym za nim" - powiedział potem Ronaldinho. Miliony Hiszpanów zdały sobie sprawę ze skali problemu. Eto'o jeszcze raz się jednak przekonał, że choć wybrał sport zespołowy, to w ostatecznym rozrachunku sam musi walczyć przeciw wszystkim. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1900749">Dyskutuj o Eto'o na blogu Darka Wołowskiego!</a>