Manolo, czyli 59-letni Manuel Caceres Artesero, to człowiek-instytucja, a jak na poważną instytucję przystało ma własną stronę internetową (wyłącznie po hiszpańsku). Piłkarskim kibicom jest równie dobrze znany jak gwiazdy futbolu. Zawsze w baskijskim berecie z antenką i w koszulce drużyny narodowej z numerem 12, symbolizującej dodatkowego zawodnika, z nieodłącznym atrybutem - bębnem z napisem "Manolo - El Bombo de Espana". Po raz pierwszy kibicującego na co dzień Valencii CF Manolo piłkarski świat zobaczył w 1982 roku, podczas mundialu w Hiszpanii. Właściciel baru w pobliżu stadionu Mestalla przemierzył wówczas autostopem za zespołem gospodarzy prawie 16 tys. kilometrów. Od tej chwili jest nieodzownym elementem spotkań "Furia Roja". Miłość do piłki nożnej, którą określa mianem "największej z namiętności", zrujnowała mu życie rodzinne. Lokal w Walencji prowadzi już kto inny, a żona z czwórką dzieci odeszła w 1987 roku, gdy mimo wypadku i pobytu w szpitalu, zamiast wrócić do domu, pojechał na kolejny mecz. Wszelkie dochody przeznacza na podróże. "Wszystko podporządkowałem swojej pasji" - zaznaczył. Na Euro-2008 przyjechał razem z kilkuosobową orkiestrą La Charanga de Espana. Oczywiście Manolo zawsze z przodu, a za nim można zobaczyć i kobietę z trąbką, i nastolatka z małym bębenkiem, który sprawia wrażenie, że jest szykowany na następcę Mistrza. W każdym mieście towarzyszą mu nie tylko przyjaciele z orkiestry i inni hiszpańscy sympatycy futbolu, ale tłumy kibiców, wśród których wzbudza nieustanne zainteresowanie. W Innsbrucku bawili się z nim Rosjanie i Szwedzi, w Salzburgu rozruszał nawet grupę statecznych miłośników Mozarta, która zaciekawiona stanęła na rynku i zaczęła podrygiwać w rytm hiszpańskich standardów. Kolejnym przystankiem na jego austriackiej trasie jest Wiedeń. Stolicy powitała go niesamowitym upałem - w niedzielę w południe termometry wskazywały sporo powyżej 30 stopni Celsjusza. Mimo to, choć co chwila przecierał pot z czoła, Manolo trzymał fason - przemierzając uliczki w centrum miasta w koszulce i berecie wybijał na bębnie słynne "E viva Espana". Liczby zdjęć, do których chętnie pozował, mogłyby mu pozazdrościć gwiazdy kina czy estrady, a popularnością nie dorównywali mu nawet włoscy żołnierze w strojach z epoki Cesarstwa Rzymskiego. Wieczorem zasiądzie na stadionie im. Ernsta Happela i będzie prowadził doping dla hiszpańskiej drużyny, która stanie przed szansą awansu do półfinału ME. Jego celem jest uczestnictwo w 12 turniejach o mistrzostwo świata. "Skąd ta liczba? Z numeru na mojej koszulce. Będę miał wtedy 77 lat. Mam nadzieję, że wytrzymam i dam radę nosić bęben" - podkreślił Manolo.