W 71. minucie rzut wolny z lewej strony wykonywał Garguła. Dośrodkował piłkę przed bramkę, tam pogubili się obrońcy Lecha i bramkarz Krzysztof Kotorowski, a nadbiegający Gordan Bunoza bez trudu umieścił piłkę w siatce. - Piłka odbijała się i idealnie spadła pod nogi Bunozy. Nikt nie mógł wtedy już nic zrobić - analizował po spotkaniu stoper Lecha Marcin Kamiński. - Trochę mi przykro, że na tę pierwsza bramkę dla Wisły musiałem czekać prawie dwa lata. Ale w sumie jestem zadowolony, że w końcu trafiłem - stwierdził Bunoza. Po golu pokazywał palcami tak, jakby chciał dalej strzelać. Co ciekawe, zdaniem "Guły" stałe fragmenty mogą być kluczowe w meczach dwóch drużyn o podobnych możliwościach. - Dziś Lech nie zostawił nam miejsca do stworzenia sytuacji z gry, dlatego mogliśmy tego dokonać właśnie po stałych fragmentach. Jak widać po tym spotkaniu, warto poświęcać im czas na treningach - mówił zawodnik krakowskiego zespołu. Poznaniacy natomiast stwarzali okazje podbramkowe z gry. - Gdybyśmy strzelili gola w pierwszej połowie, to inaczej by to wszystko wyglądało. Zostaje rewanż, ale szkoda, że nie mamy przed nim nawet jednego strzelonego gola. Tego żal najbardziej - powiedział Marcin Kamiński. Z kolei Rafał Murawski zapewniał, że poznaniacy pokazali tyle, ile mogli. - Daliśmy z siebie wszystko, ale zabrakło bramki. Gra jest dobra i widać, że zmierzamy w dobrym kierunku, choć pewne mankamenty są do poprawki. Niestety, znów nie wykorzystaliśmy sytuacji, które sobie stworzyliśmy - martwił się środkowy pomocnik "Kolejorza" i reprezentacji Polski. Rewanż zapowiada się ciekawie, a żaden piłkarz nie pokusił się o stwierdzenie, że losy tej rywalizacji zostały już rozstrzygnięte. Wisła musi uważać, bo rok temu Lech też przegrał pierwsze spotkanie w ćwierćfinale 0:1 - przy Bułgarskiej w starciu z Polonią Warszawa do własnej bramki trafił Manuel Arboleda. W rewanżu "Kolejorz" wygrał jednak 2:1 i awansował do półfinału. W najbliższy wtorek przy Reymonta Wisła będzie musiała sobie radzić bez Juniora Diaza i Tomasa Jirsaka, a Lech - bez Vojo Ubiparipa. Cała trójka zobaczyła drugie żółte kartki w tej edycji Pucharu Polski.