Wówczas ani one, ani autorzy projektu nie spodziewali się, że zwieńczeniem będzie udział w igrzyskach. To był prawdziwy bobslejowy "Big Brother". "Organizatorzy szukali sportowców, którzy chcą spróbować czegoś nowego. Uprawiałam lekkoatletykę, ale wiedziałam, że w tej dyscyplinie nie spełnię marzenia, jakim był start na olimpiadzie. Wiele sobie nie obiecywałyśmy po bobslejach, ale z każdym rokiem czyniłyśmy większe postępy niż się spodziewałyśmy" - powiedziała Willemarck, która wcześniej trenowała biegi sprinterskie. Jej partnerka rzucała oszczepem. Na torze w Whistler wystartują w bobie, który kupiły od łotewskiego zawodnika Janisa Mininsa. "To nasz sportowy anioł. Wiedział, że sprzęt, który używamy, nie jest zbyt dobry, dlatego postanowił nam pomóc" - stwierdziły 25-latki, których najlepszym miejscem w Pucharze Świata było 14. w niemieckim Winterbergu. O pierwszym w karierze ślizgu w bobie Willemsen powiedziała wprost: "Na jednym z zakrętów chciałam... wyskoczyć. Jechałyśmy coraz szybciej i szybciej, strasznie trzęsło moją głową". Jak przyznały, ich występ w Kanadzie będzie uwieczniony w filmie dokumentalnym. "Bez programu nie byłoby nas w igrzyskach" - dodały.