• Gole mieli w Niemczech strzelać napastnicy i pomocnicy, a dwa razy do bramki trafił obrońca Bartosz Bosacki. Jego w ogóle miało nie być na mistrzostwach świata, bo przecież w ostatniej chwili zastąpił Damiana Gorawskiego. Patrząc z perspektywy czasu, był to najlepszy ruch personalny Pawła Janasa. • Liderem i siłą napędową zespołu miał być Maciej Żurawski, a okazał się nim Ireneusz Jeleń. Nie jest on może mentalnym przywódcą drużyny poza boiskiem, ale piłkarzy rozlicza się z tego, jak grają na murawie. Jeleń zarówno w meczu z Niemcami, jak i z Kostaryką, był motorem napędowym gry biało-czerwonych. • Mocną stroną w grze Polaków miała być gra skrzydłami, zwłaszcza na lewej stronie boiska. Paradoksalnie występujący na tej pozycji Jacek Krzynówek jest jednym z zawodników, który najbardziej rozczarowali swoją postawą. Jeden groźny strzał (z Kostaryką) to o wiele za mało jak na człowieka, który w eliminacjach szarżował lewą stroną niczym młody rumak. • Po zgrupowaniu w Szwajcarii Polacy mieli być w świetnej dyspozycji fizycznej, a tymczasem wielu zawodników nadawało się do gry przez 60-70 minut. Zwłaszcza mecz z Niemcami pokazał, że pod względem wytrzymałościowym zespół był fatalnie przygotowany do mistrzostw świata. • Królem środka pola miał być w Niemczech Mirosław Szymkowiak, a okazało się, że jest zupełnie bez formy. W meczu z Ekwadorem był jednym z gorszych piłkarzy w naszej drużynie. Z Kostaryką zagrał nieco lepiej, ale to i tak o wiele poniżej jego możliwości. • Najważniejszy dla piłkarzy miał być pierwszy mecz z Ekwadorem, a oni za taki uznali spotkanie z Niemcami, kiedy już prawie wszystko było skończone. Zbytnia pewność siebie, spowodowana wspomnieniami z wygranego meczu w Barcelonie spowodowała, że najważniejsze spotkanie na mundialu, zostało przez piłkarzy kompletnie zawalone. • Podobno ktoś uznał, że w kadrze nie jest potrzebny psycholog, a zachowanie niektórych piłkarzy świadczy, że był on wręcz niezbędny. Pierwszy w kolejce do gabinetu lekarza od głowy, powinien ustawić się Radosław Sobolewski, który notorycznie wykazuje się bezmyślnością na boisku, łapiąc idiotyczne żółte i czerwone kartki. • Największą obawą przed mundialem było zachowanie polskich kibiców, którzy rzekomo mieli zdemolować Niemcy. Jednak to właśnie oni są jedynymi zwycięzcami tego turnieju. Fenomenalni w Gelsenkirchen ("gramy u siebie!" - nigdy tego nie zapomnę), świetni w Dortmundzie i wspaniali w Hanowerze. • Na koniec, chyba największym paradoksem była nasza obecność na mundialu w Niemczech. Nie mamy porządnych stadionów, systemu szkolenia młodzieży, ośrodków treningowych i jeszcze wielu innych rzeczy, potrzebnych w profesjonalnym futbolu. To wszystko mają przecież Grecy, Turcy, Rosjanie, Duńczycy... Ale ich nie było na mistrzostwach świata. Czyż to nie paradoks? Andrzej Łukaszewicz, Hanower mundial2006.blog.interia.pl