"Wszyscy mieli okazję pokazać ile są warci. Oni też. Decyzja już zapadła" - słowa Dungi wypowiedziane przed wczorajszym zwycięstwem nad Irlandią 2:0 na stadionie Emirates w Londynie, są chyba gwoździem do trumny dla zdobywcy Złotej Piłki z 2005 roku. Pytany o swoje mundialowe szanse Ronaldinho powiedział tylko tradycyjne bla, bla, bla - wciąż myśli o drużynie narodowej, wciąż ma tam kolegów i zrobi wszystko, by udowodnić światu, iż zasługuje na wyjazd do RPA. Światu może coś udowodni, ale wygląda na to, że Dunga jest zdecydowany. Nie oczekuje już od Ronaldinho niczego. Piłkarz Milanu gra zresztą teraz zupełnie dobrze - jest liderem drużyny, zdobył 9 goli w Serie A i dwa w Champions League, w pierwszym meczu 1/8 finału z Manchesterem (2-3) uzbierał dwa punkty w klasyfikacji kanadyjskiej za bramkę i asystę. Czy jest w stanie zrobić coś więcej? Dla selekcjonera Brazylii bezdyskusyjnym liderem jest jednak Kaka, Ronaldinho musiałby usiąść na ławce, a wtedy poważnie zagrożona byłaby atmosfera w kadrze. Dunga uważa, że więcej ma do stracenia, niż zyskania. Chce się uczyć na błędach własnych i cudzych. Cztery lata temu, w Niemczech Carlos Alberto Parreira ugiął się pod presją upchnięcia w składzie wszystkich piłkarzy galaktycznych: Ronaldo, Adriano, Ronaldinho, Kaki, Robinho. Brazylijczycy dali radę dotrzeć do ćwierćfinału, ale tam polegli bezdyskusyjnie ze zdyscyplinowaną i zrównoważoną drużyną Francji. W tamtym meczu najlepszy piłkarz świata był zaledwie cieniem odchodzącego Zinedine'a Zidane'a. Po klęsce w Niemczech wiara w wielkość Ronaldinho nie została, rzecz jasna, doszczętnie zburzona. Dunga zabrał go jeszcze z reprezentacją U23 do Pekinu, by poprowadził kolegów do pierwszego w historii brazylijskiego futbolu złotego medalu olimpijskiego. Po półfinale z Argentyną trener ostatecznie się jednak przekonał, że Ronaldinho przestał być graczem wszechmogącym. Problem wynika też ze sposobu w jaki Dunga myśli o futbolu. Był defensywnym pomocnikiem, dla niego siła drużyny, nie jest prostą suma talentu piłkarzy. To raczej efekt pomysłu, dyscypliny i pracy, w której "Ronnie" nigdy nie był przodownikiem. On musi mieć za plecami ludzi, gotowych zając się negatywnymi skutkami jego wirtuozerskich popisów. Kiedyś były one maleńkim marginesem wobec korzyści, jakie dawał dla zespołu, dziś proporcje są jednak inne. To nie jest wyłącznie fanaberia Dungi, kiedy Ronaldinho trafił do Milanu Carlo Ancelotti też nie widział dla niego miejsca obok Kaki. Kłopoty u Dungi ma nawet ktoś taki jak Dani Alves. Uwielbiany w Barcelonie prawy obrońca nie ma miejsca w podstawowym składzie, bo choć jest niewiarygodny w ofensywie, w destrukcji selekcjoner wyżej ceni Maicona. Nie chce przy tym przesunąć któregoś z nich na lewą stronę (gdzie ma kłopoty), woli traktować Alvesa jako prawego pomocnika. Trudno powiedzieć czy choć trochę większe nadzieje niż Ronaldinho może mieć 21-letni Pato. Nie dostał powołania na sparing z Irlandią, w którym nie mógł zagrać Luis Fabiano (zastąpił go 31-letni Grafite z Wolfsburga). Dunga ma już drużynę gotową i sprawdzoną - do zmian zmusić mogłoby go chyba trzęsienie ziemi. Jakże szczęśliwy w tych okolicznościach musi czuć się inny znany brazylijski balangowicz Robinho. To on rozstrzygnął mecz z Irlandczykami (gol i podanie, po którym rywale strzelili bramkę samobójczą). Kłopoty w Manchesterze City w ogóle mu nie zaszkodziły. Dunga mówi oficjalnie, że wszelkie doniesienia w kwestii lenistwa i braku zdyscyplinowania skrzydłowego puszcza mimo uszu. Po meczu na Emirates pochwalił Robinho za klasę, entuzjazm i zaangażowanie. A prasie europejskiej zadedykował ironię dziwiąc się, dlaczego uważa Brazylię za faworyta do tytułu mistrza świata, skoro, co tydzień donosi, iż wszyscy jego piłkarze zatrudnieni w wielkich ligach, są w bardzo słabej formie. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1854870">DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU!</a>