Zgodnie z przepisami zawodnicy mają 40 minut na rozgrzewkę przed meczem. Zazwyczaj była ona przeprowadzana na płycie głównej. Tylko pierwsze 5-10 minut odbywało się gdzieś w bocznej hali. Teraz wydłużono przerwę do 15 minut, natomiast odstępy czasowe pomiędzy kolejnymi spotkaniami pozostały te same - wynoszą tylko dwie godziny. W praktyce, przynajmniej w Goeteborgu, gdzie rozgrywane są mecze grupy D z udziałem Polaków, wygląda to tak, że drużyny z poprzedniego meczu schodzą z boiska i zostaje zaledwie siedem minut na rozgrzewkę na głównej płycie, po czym trzeba wychodzić na ceremonię otwarcia. W związku z tym drużyny rezygnują z rozgrzewki na głównym boisku. W goeteborskiej hali Scandinavium Arena cały kompleks połączony jest skomplikowaną plątaniną korytarzy, z drzwiami często otwieranymi tylko w jedną stronę. Tak jest np. w biurze prasowym. Gdy dziennikarzowi zechce się pójść do toalety, a w ferworze pracy zapomni o tym uprzedzić kolegów, może wyjść, ale jeśli zatrzasną się za nim drzwi, to... już nie wróci. Oczywiście można się dobijać, ale nie zawsze ktoś jest w pobliżu, żeby pomóc. Organizatorzy próbują nad tym zapanować, jednak gorzej im to wychodzi, gdy akurat gra ich drużyna. Podobną przygodę przeżyła ekipa Słowacji przed swoim pierwszym meczem z Polakami, kiedy jeszcze nie wszyscy znali zwyczaje panujące w Scandinavium Arena. "Słowacy przed meczem z nami rozgrzewali się na hali zapasowej, która w Goeteborgu jest dość daleko. Trzeba przechodzić labiryntem przejść podziemnych - opowiedział o zdarzeniu z początku MŚ sekretarz Związku Piłki Ręcznej w Polsce Marek Góralczyk. - Ich drużyna zapomniała kod do drzwi i niewiele brakowało, aby nie zdążyła na mecz. Nie mogła otworzyć sobie przejścia, na dodatek jeden z zawodników gdzieś zaginął. Istniało niebezpieczeństwo, że w ogóle nie zagra w meczu, bo nie mógł znaleźć drogi powrotnej".