INTERIA.PL: - Jest pan zadowolony z gry i wyników w dwóch pierwszych spotkaniach? Radosław Mroczkowski, trener Widzewa: - Zadowolonym można być wtedy, gdy zdobywa się maksimum punktów. W tej chwili mamy na koncie ich mniej. Myślę, że powinniśmy zgarnąć większą pulę. Ale remis z mistrzem Polski nie był chyba taki zły? - Mecz był ciekawy, było widać spore zaangażowanie, pozytywne podejście do spotkania, niezłą grę. To wypadło na plus. Pozostał jednak ogromny niedosyt, bo zabrakło kilku sekund, aby zwyciężyć. To ile razy trafiliście w poprzeczkę w dwóch spotkaniach? - Kilkakrotnie. Trzy razy. - Mamy pecha z tymi poprzeczkami. Liczę, że wkrótce szczęście się do nas uśmiechnie. Podobne mecze Widzew rozgrywał w poprzednim sezonie. Był stroną dominującą, lepszym zespołem, ale nie potrafił tego udokumentować. Brakowało kropki nad "i". W czym tkwi problem? - Strzały, po których piłka trafia w poprzeczkę też są wpisane w futbol. Oczywiście, że chciałbym, aby piłka odbijała się od poprzeczki i lądowała w siatce. Niestety, na razie jest inaczej. Przed startem ligi powiedział pan, że liczy, iż wszystko zazębi się szybko. - Nadal się zazębia. Z meczu na mecz funkcjonujemy coraz lepiej, choć to jeszcze nie jest to. Cały czas pracujemy nad tym, aby grać jeszcze lepiej. Trzech podstawowych obrońców - Souheil Ben Radhia, Sebastian Madera i Dudu - ma problemy ze zdrowiem. - Wszyscy pracują indywidualnie. W przypadku Ben Radhii musimy jeszcze trochę poczekać, zanim będzie w optymalnej dyspozycji. Dudu nabawił się natomiast kontuzji w Zabrzu, ale nie jest to uraz, który eliminuje go na dłuższy czas. Na razie radzimy sobie bez tych graczy. Jak nie Dudu, to kto? Na tej pozycji zmiennika pan nie ma. - Przykład Łukasza Brozia, który zastąpił w Zabrzu Brazylijczyka, pokazuje, że umiejętnie załataliśmy tę lukę. Na co dzień widzę jednak na tej pozycji Dudu, to bardzo przydatny zawodnik. Potrzebujemy go. Rozmawia pan z władzami klubu na temat sprowadzenia lewego obrońcy? Albo lewego pomocnika, bo na tej pozycji też jest problem. - Tak, rozmawiamy. Ja jestem jednak cierpliwy, bo okienko transferowe przecież się jeszcze nie zamyka. Im bliżej końca okienka... ... tym bardziej się pan niecierpliwi? - Nie. Tym jestem spokojniejszy, że spełnią się nasze transferowe plany. Poczekajmy jeszcze dwa tygodnie. Myślę, że nikt nie będzie rozczarowany. Rozmawiał Piotr Tomasik