"Decyzja należy jednak do związku. Zostawią go, uszanuję to i będę mu życzyć powodzenia. Ale docierają do mnie różne sygnały..." - dodał popularny "Franz". "Na okrągło dzwonią do mnie różne osoby. Także z PZPN, ale nie będę wymieniał ich nazwisk. Pytają, czy chciałbym poprowadzić polską reprezentację. Odpowiadam to samo, co teraz - jeśli dostanę taką propozycję, to na sto procent ją przyjmę. Jestem już na tyle doświadczony, że mogę pełnić tę zaszczytną funkcję" - wyznał szkoleniowiec "Kolejorza". "Nie mamy pokolenia tak zdolnego, jak w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych. Powiem jednak, czym się różni się praca w kadrze od tej klubowej. W zespole narodowym wystarczy wybrać ludzi, dobrać do nich odpowiednią taktykę i wio do przodu. A ja wiem, że do mojej taktyki znalezienie wykonawców to pestka. W klubie odbywa się żmudny proces budowania, odrzucania co pół roku słabych ogniw i wstawiania w ich miejsce kolejnych" - podkreślił Smuda. "We wszystkich zespołach, które prowadziłem, wyznawałem zasadę - pressing i gra do przodu, kiedy tylko to możliwe. Ja brzydzę się futbolem defensywnym. To Beenhakker powiedział w podsumowaniu tej rundy, że najładniejszy futbol pokazał Lech. Czyli może mnie namaścił na swojego następcę? - zakończył z uśmiechem.