W niedzielną noc Bratysława stała się areną fińskich kibiców, którzy opanowali wszystkie bary w centrum miasta i mieszczący się pub w Orange Arenie. Ekipie Jukki Jalonena owację na stojąco zgotowało ponad 9 tysięcy kibiców. Byli wśród nich nie tylko Finowie, ale też Słowacy i Szwedzi, którzy mimo porażki brawami potrafili docenić klasę rywala. - Przez dwie tercje graliśmy znakomicie, ale w trzeciej coś się zacięło. Popełniliśmy za dużo błędów w obronie - mówił smutny bramkarz Szwedów Viktor Fasth, który został wybrany najlepszym golkiperem i najbardziej wartościowym zawodnikiem MŚ. Fasth, jakby wiedział, że wedle zasad ustalonych przez IIHF głosowanie na najlepszych hokeistów turnieju trwa do końca II tercji meczu finałowego. Później, niezależnie od tego, co się dzieje na lodzie trwa zliczanie głosów. W trzeciej tercji Fasth puścił aż pięć goli (zawinił tylko przy ostatnim), przez co spadła jego fenomenalna skuteczność obronionych strzałów z 96,83 procent do 94,57 proc. i rzutem na taśmę wyprzedził go pod tym względem Fin Petri Vehanen (95,43 procent). - Jak się zdobywa mistrzostwo świata? - zastanawiał się zaczepiony przez wysłannika INTERIA.PL świeżo upieczony złoty medalista MŚ Anssi Salmela (New Jersey Devils). - Musisz mieć takiego faceta w drużynie (wskazał na przechodzącego bramkarza Vehanena), a także wyrównane cztery "piątki", a nawet więcej, bo nawet Teemu Lassila, który w finale nie grał, czy Janne Lahti, Jesse Joensu i Niko Hovinen, którzy nie zmieścili się do składu zapracowali na ten sukces, gdyż współtworzyli ten zespół. Całym zespołem przechodzimy do historii Finlandii, kraju, który już od dawna szaleje na punkcie hokeja, a teraz hokej stanie się czymś w rodzaju religią! - Finowie mieli w tym roku świetny zespół i zaskoczyli nas zwłaszcza swoją skutecznością w ataku. Wykorzystywali każdy, nawet nasz najmniejszy błąd - skomentował zawody kapitan "Trzech Koron" Rickard Wallin. - Za rok mistrzostwa zostaną rozegrane u nas i w Finlandii (finał w Helsinkach - przyp. red.). Będzie dobra okazja, żeby się zrewanżować za tę porażkę - powiedział przez zaciśnięte zęby Viktor Fasth. Na razie jednak to "Suomi" wytyczyli nowe trendy w światowym hokeju. - Nikt tak jak my nie pracował całą drużyną aktywnie w obronie i nikt nie potrafił tak szybko przechodzić z defensywy do ataku, poza tym mieliśmy znakomitych indywidualistów, ale wszyscy pracowali dla dobra zespołu. Tego nie widziałem na przykład u Rosjan - dodał Anssi Salmela. - Mieliśmy po prostu świetny zespół. Zapytaliśmy: - Czy lepszy od tego z Saku Koivu i Teemu Sealennem z 1995 roku? - Oj, lepszy chyba nie, ale równie silny. Tamten zespół jest legendą w naszym kraju. Miałem wtedy 10 lat i nigdy nie zapomnę, jak ci chłopcy grali - zakończył Salmela. Michał Białoński, korespondencja z Bratysławy