Zaczęło się od przekupstwa W Stanach Zjednoczonych przyłapanie kogoś na paleniu marihuany jest za pierwszym razem karane grzywną i poważną rozmową, by tego więcej nie robić. Niczym więcej, ale jeśli tym palącym "trawkę" jest ośmiokrotny złoty medalista z Pekinu, to oczywiście sprawa robi się poważniejsza. Tak wielka, że kiedy opiekująca się marketingowo Phelpsem firma "Octagon Sports" dowiedziała się o istnieniu zdjęcia, a Michael potwierdził jego autentyczność, to ekipa wpadła w panikę i spróbowała przekupić wydawcę "The News of the World", by go nie publikował i to nie tylko pieniędzmi, ale usługami Phelpsa. Następnego dnia po informacji o imprezowej fotografii Phelpsa, w Londynie pojawił się wysłannik "Octagonu", Clifford Boxham, stawiając sprawę jasno: nie publikujecie zdjęcia, to Michael przez najbliższe trzy lata będzie miał u was swój sportowy komentarz, będzie z ramienia gazety brał udział w imprezach, a na dodatek "Octagon" skłoni promotorów Michaela, by ogłaszali się w "The News of The World". - Z tego całego potencjalnie negatywnego dla Phelpsa zamieszania może wyniknąć coś bardzo pozytywnego dla gazety - miał powiedzieć Boxham. Gazety bulwarowe typu "The News of The World" są znane z wyolbrzymiania faktów czy też po prostu pisania kłamstw, ale akurat ten cytat brzmi jak najbardziej prawdziwie, pochodzi zresztą ze źródła, za którym stoi cała masa dobrze opłacanych prawników. To jest najbardziej zaskakujące, bo jak sportowy agent, z natury rzeczy ktoś, kto powinien szybko analizować fakty, mógł zapomnieć, że gorsza od samego przestępstwa jest próba jego zatuszowania? Dzień po publikacji ukazały się przeprosiny Phelpsa napisane w ten sposób, ze nawet ktoś, kto go w życiu nie wiedział, ani nie słyszał, wiedziałby, że żadnego z tych słów nie wypowiedział sam pływak, a raczej ktoś sprawdzający każde zdanie z trójką opłacanych 500 dolarów za godzinę prawników. - Działałem w sposób młodzieńczy i wybitnie nieodpowiedni - tak brzmiało jedno ze zdań przeprosin, ale wszyscy wiedzą, że prawdziwy Phelps powiedziałby coś w rodzaju. - Dałem du..., przepraszam trenera i ludzi, którzy mi pomagali i pomagają i wiem, że mama mnie za to zabije. Czy takie jedno zdanie nie zjednałoby mu więcej sympatii? Na pewno tak, ale ludzie z "Octagonu" myśleli o czymś zupełnie innym niż dobrym imieniu młodego chłopaka o wielkiej sławie. Myśleli o utraconych procentach z potencjalnie straconych kontraktów, czyli złotych jaj znoszonych przez ich kurę. "Marycha" za 5 milionów dolarów? Michael Phelps zdobył w Pekinie osiem złotych medali, ale na skutek upadającej ekonomii w Stanach nie zarobił na nich spodziewanych 50 milionów dolarów, ale jedną dziesiątą tej sumy. Nie ma co narzekać, ale tych pięć milionów stanęło pod sporym znakiem zapytania, kiedy ukazało się zdjęcie z prywatki w akademiku University of South Carolina. Moment, w którym pojawiła się fotografia, nie jest dla niego najlepszy, bo już wcześniej szeptano, że "Phelps to fajny chłopak, ale osobowości za dużo w sobie nie ma". Dołóżmy do tego fakt, że na każdego wydanego w tej chwili dolara przez wielkie firmy patrzy opinia publiczna i ludzie prezydenta Obamy i mamy raczej złe wieści dla Phelpsa. Złe, to znaczy takie, że, jak pisze "Forbes", wielcy sponsorzy nie powołają się na kontraktowe klauzule moralności i nie przestaną przysyłać czeków, ale na nowe umowy też raczej Michael nie może liczyć. - Michael z "marychą" to niezły sposób na poderwanie dziewczyn, ale niekonieczne ludzi z branży reklamowej - komentuje Robert Passikoff, szef firmy konsultacyjnej "Brand Keys". W chwili obecnej Phelps zarabia rocznie pięć milionów dolarów, przede wszystkim z reklamowania produktów sportowych, jak sprzęt "Speedo" czy też związanych ze sportem olimpijskim, jak karty kredytowe "Visa" czy zegarki firmy "Omega". Jest tylko jeden wyjątek - kontrakt na reklamowanie samochodów "Mazdy" w Chinach podpisany zaledwie kilka tygodni temu. "Speedo" i "Omega" już odpowiedziały, że nie pochwalają palenia marihuany, ale kochają Phelpsa i nie ma to dla nich aż tak wielkiego znaczenia. 31 grudnia wygasły umowy Michaela z firmą telekomunikacyjną "AT&T" i nauczania języka "Rosetta Stone" i akurat teraz miały być odnawiane. To samo z płatkami śniadaniowymi "Kellogs", zwykle trafiającymi na dziecięce stoły. Przedstawiciele firmy nie chcą dyskutować na temat dalszego wykorzystywania pływaka w swoich reklamach. A co z jego sportową przyszłością? Tak jak prawdziwe jest zdjęcie Phelpsa w "The News of the World", tak nieprawdziwe są zawarte tam spekulacje, że grozi mu za to czteroletnia dyskwalifikacja. Według przepisów Międzynarodowej Federacji Pływackiej, palenie marihuany jest karane, jeśli jest się na tym przyłapanym podczas trwania zawodów. W listopadzie minionego roku, w akademikach Michael Phelps pewnie uprawiał jakieś sporty kondycyjne, ale nie było to pływanie. Jak złapią go ze skrętem w przyszłym miesiącu podczas zawodów w Teksasie, może być problem... Przemek Garczarczyk