Gajdamak nie sprawia wrażenia, że śpi na pieniądzach, a każdego roku w klub mistrza Jerozolimy pakuje ponad 30 mln dolarów. Po meczu z Wisłą w skromnym garniturze, bez żadnych ochroniarzy, przechadzał się po namiocie, który zaaranżowano na salę konferencyjną. - Panie Gajdamak, zostanie pan w Beitarze, czy wybierze pan fotel mera Jerozolimy - zagadywali izraelscy dziennikarze. - Jestem zainteresowany obydwiema funkcjami - zapewnił. W przyszłym roku odbędą się wyboru mera Jerozolimy. To niezwykle prestiżowe stanowisko w Izraelu. Gajdamak jest jednym z faworytów do jego objęcia. Ma tylko jeden problem - prawo. - Nie pisz proszę, że to ja ci powiedziałem, ale policja prowadzi śledztwo w sprawie Hajdamaka. Jest podejrzewany o nieczyste interesy w Afryce, a także o to, że płacił swym wyborcom - mówił szeptem jeden z dziennikarzy. Zostawmy na boku politykę. Gajdamak jako szef Beitaru wypada dobrze. Odpowiada na pytania zadawane po angielsku, hebrajsku, ale nie zapomniał też rosyjskiego. - Jestem zadowolony z wyniku, choć mógłby być jeszcze lepszy. Do awansu jeszcze jednak droga daleka - powiedział nam Gajdamak. Zapewnił też, że nie denerwował się po pierwszej połowie, gdy jego zespół przegrywał 0:1. - Z doświadczenia wiem, że Beitar na dobre rozkręca się dopiero w drugiej połowie. I często, gdy wydaje się, że mecz już jest stracony, potrafi odwrócić jego losy - mówił. Milioner chwalił kibiców i Wisłę. - Kibice świetnie się zachowywali się, wspierali zespół. Nie to co w zeszłym sezonie, gdy często mieliśmy z nimi problemy - opowiadał. - A Wisła to bardzo groźny rywal. Gra szybko, niezwykle twardo. Będziemy musieli postarać się w rewanżu. Michał Białoński, Jerozolima