- Tak szczerze, jak na spowiedzi - jaka jest faktycznie atmosfera w zespole? Na ten temat można usłyszeć bądź przeczytać różne opinie. Rosner: Nie wiem co mówią i piszą media, ja mogę zapewnić, że w drużynie panuje dobra atmosfera, jest duch walki i nie zamierzamy absolutnie poddawać się po tych porażkach. A te <a href="http://pomponik.pl" target="_blank">plotki</a>? Może trenera Bonittę poniosły nerwy w jakiejś tam wypowiedzi czy ocenie, ale nie ma co tego nagłaśniać, bo takie są włoskie temperamenty. My się już do tego w pewnym stopniu przyzwyczaiły. Nie widzę żadnych konfliktów, trzymamy się razem, jest dobrze, nikt się nie dąsa, nie wiem skąd te pogłoski, skąd te tematy. - Ponoć jakieś niedomówienia powstały z wyjazdem na mecz piłkarzy ręcznych z Hiszpanią? - Jakie? Żadnych niedomówień nie było! Trener sugerował nam oglądanie spotkania w telewizji. Ja natomiast poprosiłam, aby te zawodniczki, które chcą, mogły pojechać do hali. Po pierwsze to forma relaksu, bo trudno jest siedzieć tylko w pokoju, po drugie - jakaś wewnętrzna potrzeba dopingowania naszych rodaków. Trener to zrozumiał i pozostawił decyzję do wyboru. Powiedział, jeśli uważacie, że jest to lepszy pomysł odreagowania, wyluzowania się, to proszę bardzo. I te, które miały ochotę pojechały. Żal tylko, że piłkarze przegrali jedną bramką. Może stremowali się, jak nas zobaczyli? - A co z treningami, odmówiłyście? Forma buntu? - Skądże! Fakt jest faktem, że nie trenowałyśmy, ale powody są inne. Trener uznał, że ciężko pracowałyśmy przed turniejem i lepiej może będzie, jak odpuścimy. Rozmawiałam o tym, czym tak naprawdę kierował się trener. I dowiedziałam się, że chodziło o to, by nabrać głodu siatkówki, bo nie miałyśmy dnia wolnego od bardzo długiego czasu, głowa może się przygrzać. - Podczas przerw w meczu z Japonkami trener nie zawsze rozmawiał z wami, tylko stał obok... - To normalne, nie zawsze trener musi mówić, czasami weźmie przerwę po to, abyśmy mogły odsapnąć i między sobą dogadać się. - Mimo porażki z Japonią nie wszystko jeszcze stracone. - Wiemy, że musimy wygrać po 3:0 z Wenezuelą i USA. Na pewno nie będzie łatwo, ale przystąpimy do walki z podniesioną głową, bo nic innego nam nie pozostało. - Czy ustawienie z Katarzyną Skorupą to optymalny wariant? - To trudno ocenić. Z każdym przeciwnikiem gra się inaczej. Jednej lepiej jest z Japonią, innej z USA, i tak można by jeszcze wymieniać. Mnie akurat wygodniej jest z Japonią. Trener dobrze o tym wie i postawił akurat na mnie. Chodziło o poprawę przyjęcia zagrywki, żeby można było rozegrać kombinacyjny atak i szybką piłkę. - Czego w tym meczu zabrakło koleżankom, które walczyły jak lwice? - No właśnie, walczyłyśmy jak lwice, a w piątym secie Japonki pokazały pazurki, których nie potrafiłyśmy obciąć. Zabrakło nożyczek... Żal tych dwóch wygranych setów. Cały czas czułyśmy wagę tego bardzo ważnego pojedynku. Może właśnie dlatego, że nasze głowy obciążone były myślą "musicie zwyciężyć", byłyśmy za bardzo spięte i zdenerwowane. A wiadomo jaki jest efekt, gdy gra się pod presją. - Z teoretycznych rozważań wynika, że przed zespołem mecz ostatniej szansy? - Dziennikarze już to obliczyli? Najgorsze jest kalkulowanie... Ale ważne jest i to, że porażka na pewno nas nie zdołuje. Nie było 0:3, a 2:3. Mamy świadomość, że rozegrałyśmy dobry mecz, walczyłyśmy do końca. W piątym secie ledwo dyszałyśmy. Nie ma co, zostawiamy z tyłu japoński pociąg i jedziemy do przodu. - Na koszulce ma pani trzynastkę, a trzynasty mecz olimpijskiego turnieju, z Japonią, rozpoczął się trzynastego. Ma ta liczba dla pani jakieś znaczenie? - Może? Gdybyśmy wcześniej zaczęły ten pojedynek i skończyły przed północą, na pewno byśmy wygrały. A że przeciągnął się na czternastego - dlatego przegrałyśmy... W Pekinie rozmawiał - Janusz Kalinowski <a href="http://pekin2008.interia.pl/dyscypliny/dyscyplina/siatkowka,2">Zobacz tabele turnieju olimpijskiego siatkarek</a>