26-letni Mila był jednym z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy. Jego kariera załamała się po transferze do Austrii Wiedeń. Blondwłosy pomocnik nie przebił się tam do składu, a mecze oglądał głównie z trybun. Wybawieniem dla niego miał być transfer do Vaalerengi Oslo. Tam też wiodło mu się nieszczególnie, więc zawodnik postanowił wrócić do kraju. Rundę wiosenną spędził w ŁKS-ie Łódź, a teraz zamierza odbudować swoją formę w Śląsku. Pobyt w Norwegii zawodnik wspomina koszmarnie. "Nie dość, że zimno, to jeszcze sędziowie nie gwiżdżą nakładek" - powiedział w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Poza tym w Norwegii Mili brakowało kasyn. "Tam hazard jest zakazany. A ja zawsze grałem w kasynach. W Polsce przeważnie z tatą. I we Wrocławiu też będę grał. Nigdy jednak nie przegrywałem wielkich sum. Utrzymuję nie tylko siebie, ale pomagam też rodzinie. Mam więc świadomość, że muszę zachować umiar" - twierdzi nowy pomocnik Śląska, który deklaruje, że chce wrócić do reprezentacji i wprowadzić wrocławski klub do europejskich pucharów.