"Nie mogę się równać z takimi zawodnikami, jak Lato, Boniek, Deyna czy Szymanowski. Ci zawodnicy naprawdę odnosili wielkie sukcesy z reprezentacją. Napisali historię futbolu, w którą ja się tylko wkomponowałem. Nie osiągnąłem nic wielkiego z kadrą. Po prostu w niej grałem..." - powiedział skromnie 34-letni Michał Żewłakow, kiedy rozegrał 101. mecz w reprezentacji Polski i pobił rekord występów w kadrze należący do Grzegorza Laty. Te słowa to najlepsze podsumowanie jego kariery - kariery wyróżniającego się polskiego obrońcy, który jednak w skali kontynentu był średniakiem. Wychowanek Drukarza Warszawa wystąpił dwukrotnie na mistrzostwach świata (2002, 2006) i raz w finałach mistrzostw Europy (2008). Na żadnym z tych turniejów Polska nie wyszła jednak z grupy, a scenariusz występów naszych "Orłów" najlepiej obrazuje powiedzenie: "Polacy pierwszy mecz na mistrzostwach grają o punkty, drugi o wszystko, a trzeci o honor". Zazwyczaj wygrywaliśmy tylko ten ostatni... Pożegnanie w Pireusie Chociaż jednak do Bońka, Deyny i wielu innych Żewłakowowi wiele brakowało, to jednak nie ma wątpliwości, że pożegnalny mecz zwyczajnie mu się należy. W końcu to właśnie on w kadrze wystąpił najwięcej razy. We wtorek na stadionie Karaiskakis w Pireusie koszulkę z Białym Orłem wychowanek Drukarza Warszawa założy już po raz 102! To właśnie na imponującym obiekcie Olympiakosu Pireus Michał przeżywał najpiękniejsze chwile w klubowej karierze i wymarzył sobie, że to właśnie tam chciałby po raz ostatni zagrać w reprezentacji Polski. - Kiedy dowiedziałem się, że kadra zmierzy się z Grecją właśnie na stadionie w Pireusie, natychmiast zadzwoniłem do selekcjonera Franciszka Smudy i poprosiłem go, by dał mi szansę w tym spotkaniu pożegnać się z narodową drużyną - mówił Żewłakow. Smuda postanowił spełnić życzenie rekordzisty i w meczu z Grecją wystawi go w wyjściowym składzie. Żewłakow będzie kapitanem drużyny, a opaskę przekaże Jakubowi Błaszczykowskiemu po dziesięciu minutach gry, kiedy opuści boisko i zostanie zmieniony przez kogoś z dwójki Tomasz Jodłowiec - Dariusz Dudka. Wcześniej selekcjoner chciał oprzeć na "Żewłaku" defensywę na Euro 2012, ale ostatecznie sam piłkarz pozbawił się miejsca w kadrze, w dodatku w nieciekawych okolicznościach. Kiedy kadra wracała z tournee po Stanach Zjednoczonych, Żewłakow i Artur Boruc pili w samolocie alkohol, co rozwścieczyło Smudę do tego stopnia, iż postanowił więcej nie powoływać zawodników do reprezentacji. 102 wspomnienia Żewłakow przyznał, że często wspomina swój pierwszy wspólny występ w kadrze z bratem bliźniakiem, Marcinem (w lutym 2000 roku). Polska zmierzyła się wówczas na wyjeździe z Francją i przegrała 0-1. Jeszcze chętniej doświadczony reprezentant wraca myślami do meczu z Armenią w Warszawie w eliminacjach mistrzostw świata 2002. "Zwyciężyliśmy 4-0, a ja z bratem zagraliśmy w rodzinnym mieście, na dodatek obaj zdobyliśmy po jednym golu" - przypomniał Żewłakow. W karierze środkowego obrońcy (wcześniej występował na lewej stronie) zdarzały się również wpadki. W marcu 2009 roku reprezentacja prowadzona przez Leo Beenhakkera przegrała w Belfaście z Irlandią Północną 2-3, a Żewłakow strzelił samobójczego gola (po jego podaniu w kierunku bramki Artur Boruc nie trafił w piłkę). Imponująco wyglądają sukcesy klubowe rekordzisty. Dwa razy mistrzostwo Belgii z Anderlechtem Bruksela, trzy razy mistrzostwo Grecji z Olympiakosem Pireus, na dodatek występy w Lidze Mistrzów z tymi klubami. "Reprezentacja jest jak żona, klub jest jak kochanka" - powiedział kiedyś dziennikarzom. To właśnie takiego Michała Żewłakowa zapamiętamy, bo choć nie był piłkarzem lepszym od wielu tych, którzy w kadrze rozegrali mniej meczów, to jednak z Orłem na piersi zawsze dawał z siebie wszystko - a to jest najważniejsze.