11 zwycięstw z rzędu, wygranie Ligi Światowej w imponującym stylu, a w meczu otwarcia turnieju olimpijskiego zmiecenie z parkietu Włochów, czyli jednej z trzech drużyn, których mogliśmy się obawiać najbardziej - podopieczni Andrei Anastasiego w ostatnich miesiącach grają jak z nut! Jeden z liderów reprezentacji Polski - Michał Winiarski uważa, że na poważne wnioski po wygranej z Włochami jest za wcześnie i na razie trudno ocenić, czy system grania we wszystkich rozgrywkach najsilniejszym składem, jaki preferowali Polacy jest lepszy od włoskiego, w którym np. w Lidze Światowej oszczędzani są niektórzy siatkarze. - Fakt jest taki, że ja nie pamiętam, żeby reprezentacja Polski w kilku kolejnych meczach prezentowała równy, wysoki poziom. To nas naprawdę cieszy, to nas motywuje i dodaje wiary w siebie - podkreśla. Mimo imponującej wygranej nad Italią polscy siatkarze nadal twardo stąpają po ziemi. - Wrażenie jest takie, że zbiliśmy Włochów, ale prawda jest taka, że pierwszego seta przegraliśmy, w drugim byliśmy lepsi, w trzecim szliśmy punkt za punkt i dwie-trzy piłki decydowały o wyniku całego spotkania. Dlatego uważam, że to był ciężki mecz i takiego spodziewam się z Bułgarami. I tak musimy myśleć - dodaje Michał. - Największym atutem Włochów jest zagrywka. Bez niej oni wyglądają naprawdę słabo - analizował Winiarski. - Gdy poprawiliśmy serwis i przyjęcie od razu zaczęliśmy kontrolować grę. Wcześniej jednak nie było tak łatwo. Włosi mają w składzie dwóch-trzech zawodników, którzy należą do światowej czołówki najlepiej serwujących. Gdy mają swój dzień, można im tylko przyklasnąć. Większości reprezentacji Polski w Londynie nie wiedzie się równie dobrze jak siatkarzom. Czy w związku z pasmem porażek na innych arenach igrzysk olimpijskich siatkarze odczuwają rosnącą presję? - Ja już mam dosyć gadania o tej presji. Ona w sporcie jest, była i będzie. Nie zamierzamy się nią zajmować. Skupiamy się na najbliższym meczu. Kiedyś Adam Małysz koncentrował się na każdym najbliższym skoku, a teraz my skupiamy się na najbliższym meczu - podkreśla Winiarski. Michał Winiarski nie zamierza lekceważyć przeciwników teoretycznie słabszych, jak Wielka Brytania czy Australia. - Igrzyska olimpijskie są trochę jak Puchar Świata. Jedziemy na halę dwie godziny, gramy o różnych porach. Często decyduje dyspozycja dnia i to, jak się wstanie z łóżka. Dlatego mamy szeroki skład, by grali najlepsi danego dnia. Ja wierzę w to, że teoretycznie jesteśmy najlepszym zespołem w grupie. Natomiast za to nikt miejsc nie rozdaje i trzeba wszystko wywalczyć na boisku. Siatkarze przyzwyczaili się do tego, że w ślad za nimi podążają tysiące kibiców, którzy na trybunach zachowują się o niebo lepiej, niż to się zdarza na stadionach piłkarskich. A może inaczej - to siatkarze swą grą przyciągają innego kibica? - Wsparcie z trybun nas nie zaskoczyło, gdyż wiedzieliśmy, że podobnie jak w Chicago, w Londynie również jest dużo Polaków. Jesteśmy wszędzie! Spodziewaliśmy się gorącego dopingu i - jak widać - możemy liczyć na naszych kibiców. Oczywiste, że taki doping pomaga. Na pewno się lepiej gra, gdy na trybunach siedzi 15 tysięcy Polaków, a nie Włochów - stwierdził Winiarski. Według przyjmującego "Biało-czerwonych" w starciu z Bułgarami reprezentacja nie powinna nic kombinować, tylko grać w swoim stylu. - Zachowywać chłodną głowę, nie podpalać się - to jest klucz do zwycięstwa - uważa. Dodaje też, że Bułgarzy nie pomogli sobie przed igrzyskami wywołując konflikt, przez który z ich reprezentacji wypadło kilku liderów. - Grać z Matejem Kazijskim, bądź grać bez niego, to duża różnica - zaznacza. - Ale to są ich problemy. Bułgaria nas nie interesuje. Skupiamy się na sobie. Z Londynu Michał Białoński <a href="http://aplikacjalondyn.interia.pl/">Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!</a>