To wręcz trudne do uwierzenia. Na mundialu w RPA nikt nie oddał więcej strzałów niż Leo Messi (23), a w reprezentacji Argentyny nikt nie przebiegł więcej kilometrów (33,28). Król strzelców dwóch ostatnich edycji Ligi Mistrzów, zdobywca nagrody dla najlepszego snajpera lig europejskich nie trafił jeszcze do siatki w tych mistrzostwach. A przecież Argentyna zdobyła najwięcej bramek z wszystkich drużyn (10, o jedną mniej mają Niemcy). Wobec fatalnej postawy Rooneya, słabiutkiej Cristiano Ronaldo, Messi pozostaje właściwie ostatnią topową gwiazdą mogącą udowodnić, że piłkarskiego geniuszu nie zabija nawet 70 meczów, które trzeba rozegrać w sezonie ligowym. Maradona nie ma wątpliwości Diego Maradona nie ma cienia wątpliwości. Messi jest najlepszym graczem tego turnieju. "Gole przyjdą, tak jak moje w 1986 roku" - mówi selekcjoner Argentyny przekonany, że jego największa gwiazda z piłką u nogi jest po prostu jego kolejnym wcieleniem. Maradona chętnie porównuje prowadzoną przez siebie drużynę, do tej Carlosa Bilardo, która sięgnęła po tytuł mistrza świata w Meksyku. Innych odniesień pamiętać nie chce, choć od 24 lat Argentyna przegrała w mistrzostwach świata wszystkie kluczowe mecze z drużynami z Europy. Cztery lata temu Messi nie zagrał w ćwierćfinale z Niemcami. José Pekerman przetrzymał go 120 minut na ławce, by na koniec obejrzał przegrane karne. Dziś ma wziąć rewanż, za siebie i za Argentynę. W tamtym czasie wschodzące gwiazdy reprezentacji Niemiec Masut Özil i Thomas Müller o wielkiej piłce mogły dopiero marzyć. Rok temu Müller grał w trzeciej lidze, w rezerwach Bayernu Monachium. Kiedy trzy miesiące temu, po towarzyskim meczu Niemcy - Argentyna (0-1) Thomas przyszedł na konferencję prasową Maradona myślał, że do jego stołu dosiadł się jakiś bezczelny chłopak do podawania piłek. Kilka dni temu dwa gole tego chłopaka wysłały Anglię do domu (dedykował je babci). Wcześniej w 34 kolejkach Bundesligi zdobył 13 goli i miał 11 asyst: jedyny ważny mecz, którego w tym sezonie nie wygrał to finał Champions League z Interem. Gwiazda Niemców Aż strach pomyśleć ile może osiągnąć w 12 miesięcy człowiek, który nie skończył jeszcze 21 lat. Müller nie ma historycznych obciążeń. Nie było go na świecie, gdy Maradona z kolegami pobił Niemcy w finale mistrzostw świat w Meksyku, miał zaledwie rok, gdy na kolejnym mundialu we Włoszech Niemcy wzięli rewanż. Nie tylko on nic z tamtych dni nie może pamiętać. Po odpadnięciu Ghany, Joachim Löw ma najmłodszą drużynę w tych mistrzostwach. Rozliczenia z historią czekają dziś za to mistrzów Europy. Ellis Park, mityczna siedziba południowoafrykańskiego rugby ma być świadkiem pierwszego triumfu Hiszpanów w ćwierćfinale mistrzostw świata. Do tej pory "La Roja" przegrała na tym etapie cztery razy. Ostatnią klęskę, w Korei przeżyli tylko kapitanowie Realu i Barcelony Iker Casillas i Carles Puyol. Dziś drużyna jest zupełnie inna. "To nasza życiowa szansa" - mówi najlepszy strzelec Hiszpanów David Villa. Niedawno zastanawiano się ile wart jest 29-letni napastnik. Odchodzący prezes Barcelony Joan Laporta zdecydował się zapłacić Valencii 40 mln euro. Po czterech golach w RPA "El Guaje", syn górnika z mieściny Tuilla wart jest dla Hiszpanów każdych pieniędzy. Mimo gorących sporów, czy w RPA Hiszpania osiągnęła poziom z wygranego Euro 2008, drużyna Vicente del Bosque jest na tym turnieju jednym z ostatnich obrońców futbolowego piękna. "Nie zawsze wygrywa ten, kto lepiej gra w piłkę. Serce i ambicja mogą czynić w piłce cuda" - ostrzega Gerardo Martino. Trener Paragwaju nie wyobrażał sobie swojej drużyny nawet w ćwierćfinale. Patrząc na ofiarność ludzi, których zabrał do RPA zmienił zdanie - dziś nie ma zamiaru być dla nikogo świętym Mikołajem. W Paragwaju dzień wolny Jak może wyglądać ten mecz? Martino nie ma wątpliwości. "Hiszpanie tak długo utrzymują się przy piłce, że ich rywalom nie pozostaje nic innego, jak tylko cofnąć się pod swoją bramkę i czekać". Efektów tego "czekania" wypatruje 7 milionów Paragwajczyków. Prezydent Fernando Lugo ogłosił dziś dzień wolny od pracy wprowadzając jednocześnie zakaz sprzedaży alkoholu na ulicach (żeby uniknąć incydentów, które wydarzyły się po zwycięstwie nad Japonią). To drugie postanowienie prezydenta nie zostanie raczej spełnione jeśli "Guarani" pobiją "Konkwistadorów". Od kilkunastu dni cały Paragwaj rozgrzewa pewna reklama, w której przebrani w stroje wojowników piłkarze zmagają się ze sztormem na morzu. Wśród grzmotu piorunów słychać Roque Santa Cruza krzyczącego "eike" (w języku guarani znaczy ?naprzód?). Od bojowych odniesień nie da się uciec: inna z gwiazd Nelson Valdez wprowadził zwyczaj wspólnego tańca wojennego, gdy w meczu z Argentyną zdobył zwycięską bramkę dającą drużynie awans na mundial. Dla Paragwajczyków dziś znów jest wojna. "Choć lepiej grają w piłkę, to pokonamy ich naszą furią" - obiecują. W eliminacjach afrykańskiego mundialu furii nie sprostały Argentyna i Brazylia... Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego