Dwie panie i dwóch panów, którzy wystąpią w Londynie, łączy osoba trenera Czesława Cybulskiego. Poznański szkoleniowiec wychował Szymona Ziółkowskiego, później Anitę Włodarczyk, następnie Pawła Fajdka, a w listopadzie ubiegłego roku wziął pod swoją opiekę Joannę Fiodorow. Teraz prowadzi tylko dwoje ostatnich, najmłodszych w tym gronie. - Tylko firma Cybulskiego startuje w rzucie młotem - śmieje się szkoleniowiec. W piątek o godz. 12.20 rozpoczną się eliminacje - w dwóch grupach wystąpi w sumie aż 42 młociarzy. Wśród nich dwóch Polaków - 23-letni Fajdek i aż o 13 lat od niego starszy Ziółkowski. Ten pierwszy zaliczany jest do grona faworytów, dwa miesiące temu rzucił 81,39 m i jest to trzeci wynik w tym sezonie. Lepsze mają tylko Białorusin Iwan Cichan (82,81 m) oraz Węgier Krisztian Pars (82,28 m). Cybulski uważa, że tak dalekie rzuty... zaszkodziły jego podopiecznemu. - Ubiegłej jesieni ogłosiłem, że pojedziemy do Londynu po medal. Gdy jednak Paweł rzucił 81 metrów, to chyba trochę tym wynikiem się zatruł. Trudno mi teraz powiedzieć, jak to będzie na igrzyskach, choć wcześniej zapewniałem, że rzuci tam 82-83 metry. Coś mu się pomieszało, jakieś odchylenie nastąpiło w psychice. Trzeba wrócić do dawnej dyspozycji, a do tego potrzeba była praca. Paweł zapewniał, że będzie pracował - mówił tuż przed wylotem do Londynu Cybulski. W innej sytuacji jest Ziółkowski, w którego przypadku za każdym razem wydaje się, że najlepsze lata ma już za sobą. Tymczasem doświadczony młociarz OŚ AZS Poznań miesiąc temu wywalczył brązowy medal w mistrzostwach Europy, pierwszy w karierze. Dla niego będzie to już piąty olimpijski start - w Atlencie był dziesiąty, w Sydney pierwszy, w Atenach nie zakwalifikował się do finału, a w Pekinie zajął siódmą pozycję. Ziółkowski zapowiada, że to nie koniec. - Do kolejnych mamy jeszcze cztery lata, ale patrząc na to, że rzut młotem jest długowieczną konkurencją, a mi ostatnimi czasy nie za wiele się urywa, to jestem w stanie w tym matuzalemowym wieku dotrwać do Rio - śmieje się Ziółkowski. I ma plan - chciałby w Brazylii zobaczyć ceremonię otwarcia i zamknięcia igrzysk. - Nigdy mi się to nie udało, a tylko w Pekinie byłem w tym czasie w miejscu rozgrywania igrzysk. Czaję się na taką wycieczkę do Rio - twierdzi. Czy Ziółkowskiego stać jeszcze na wyniki powyżej 80 metrów? - Oczywiście, że stać. Jak się wszystko dobrze ułoży, to taki wynik będzie. Trudno powiedzieć, ile będzie trzeba rzucić do medalu. Pewnie standardowe 80 metrów da dobrą pozycję. To sport, a sport jest nieprzewidywalny. Mój złoty medal w Sydney, a właściwie wynik, którym go osiągnąłem (80,02 m - red.), był dopiero 21. w świecie. Teoretycznie nie było więc żadnych szans, by wystarczył do złota, a jednak się udało - opowiada Ziółkowski, który przed wylotem do Londynu odczytywał olimpijski apel w imieniu lekkoatletów. W piątek odbędą się kwalifikacje, które dla wielu zawodników bywają bardzo stresujące. - To zawsze najtrudniejszy moment, często się bardziej stresuje przed nimi niż przed samym finałem. Najlepiej by było już w pierwszy rzucie pójść na całość i osiągnąć minimum. Jak głowa poda, to tak będzie. Najważniejsze, by wyjść z nich zwycięsko, a wynik i styl są mało istotne - twierdzi Ziółkowski. Finał rzutu młotem mężczyzn odbędzie się w niedzielę. Andrzej Grupa Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!