- Popełniłem błąd techniczny przy podejściu do 215, to tylko moja wina. Na sztandze powinno być 220, byłem na to przygotowany. Choć to i tak nie zmieniłoby wyników rywalizacji. Złoto i tak bym zdobył, ale frajda byłaby większa - powiedział na lotnisku Okęcie w Warszawie mistrz Europy. W niedzielę reprezentanci Polski - w dobrych nastrojach, choć zmęczeni podróżą - wrócili z Izraela. "Biało-czerwoni" zdobyli cztery medale. Najmilszą niespodziankę sprawili bracia Zielińscy. Zawodnicy Tarpana Mrocza w kategorii 94 kg wywalczyli dwa medale. Złoty zdobył mistrz olimpijski z Londynu Adrian, a srebrny młodszy Tomasz. - Jestem ze startu zadowolony. Debiutowałem w wyższej wadze i od razu sięgnąłem po tytuł. To cieszy, gdyż wielu zawodników po zmianie kategorii ma problemy, do formy musi dochodzić bardzo długo. A ja praktycznie pod nową kategorię przygotowywałem się trzy miesiące. Teraz wiem, że dobrze zrobiłem, gdyż dalsze utrzymywanie +na siłę+ pozycji w 85 kg, stałe zbijanie wagi mogło się źle skończyć - dodał Zieliński. Jak przyznał, że do zmiany kategorii namówił do lekarz, który opiekuje się kadrą. - Miałem poważne problemy, stały ból, blokady, zabiegi. To mogło grozić nawet zakończeniem kariery. Teraz jest ok, nic mnie nie boli, nie muszę zmniejszać masy mięśniowej, mam naturalną wagę w granicach 93-94 kg. Proszę wierzyć, że czuję się komfortowo - dodał mistrz olimpijski. Pytany o ocenę swojego startu w Tel Awiwie, odpowiedział krótko: "najważniejszy jest złoty medal", ale dodał, że stać go było na lepszy wynik. - Byłem przygotowany na 220 kg w podrzucie, a zaliczyłem tylko 210 - zauważył. Teraz w planach ma krótki odpoczynek i rozpoczęcie przygotowań do mistrzostw świata w Kazachstanie, zaplanowanych na początku listopada. - Za dwa tygodnie zaczynamy zgrupowanie w Cetniewie. Liczę na dobrą aurę, aby się wygrzać, ale oczywiście czeka mnie i kolegów ciężka praca. Odnowa, rehabilitacja, siłownia. Na mistrzostwach świata konkurencja będzie zdecydowanie silniejsza, a o medale o wiele trudniej - podkreślił. A co z marzeniem o wspólnej z bratem wycieczce na Hawaje? - To na razie tylko marzenia, w żadnym wypadku nie mogę sobie pozwolić przed MŚ na dwa tygodnie bez treningu. Nadal mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam pojechać - dodał. W dobrym nastroju była także srebrna medalistka w kategorii 48 kg Marzena Karpińska. - Mam kolejny medal ME, teraz w mojej kolekcji brakuje krążka z MŚ i będę chciała o taki powalczyć. W Tel Awiwie żałuję spalonego podejścia do 83 kg, sztanga przez błąd spadła mi z tyłu. Ale było, minęło. Teraz muszę zadbać o zdrowie, od dwóch lat mam problem z barkiem. Za kilka dni czekają mnie kolejne badania i być może zabieg. Jeżeli będzie konieczny, to im szybciej, tym lepiej, gdyż trzeba zacząć przygotowania do MŚ - powiedziała zawodniczka Znicza Biłgoraj. Trzykrotny mistrz świata w 105 kg Marcin Dołęga (Zawisza Bydgoszcz) nie krył, że najbardziej cieszy go fakt, że w końcu - po trzech latach - zaliczył ważny start zagraniczny i nie spalił boju. - Wynik jest dobry. Czwarte miejsce na pewno wszystkich nie zadowoli, bo liczono na medal, ale ja wiem, jak mocna była stawka w nowej dla mnie kategorii +105 kg. To elita dyscypliny, startują najmocniejsi. W Tel Awiwie była walka, mam satysfakcję - powiedział Dołęga. Nie potrafił jednak powiedzieć, co dalej z jego karierą. - Nie wiem, czy dotrwam do igrzysk w Rio de Janeiro w 2016, ba, nawet do tegorocznych mistrzostw świata w Kazachstanie. Mam już 32 lata i mocno wyeksploatowany organizm. Trzeba nań dmuchać i chuchać, ale gwarancji, że wszystko będzie dobrze nie ma - zaznaczył. Prezes PZPC Szymon Kołecki, dwukrotny srebrny medalista olimpijski w kat. 94 kg, nie krył, że miał wielką satysfakcję, gdy wręczając złoty i srebrny medal braciom Zielińskim. - Wszystkie cztery wywalczone krążki bardzo cieszą, jednak do +swojej+ kategorii mam ogromny sentyment. Jestem przekonany, że Adrian jeszcze nie raz postara się o to, aby na pomoście zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego - powiedział prezes PZPC. Oceniając start reprezentacji w skali szkolnej, postawił całemu zespołowi czwórkę. - Nikt nie popełnił poważnych błędów, ale muszę przyznać, że brakuje mi dwóch medali. Joanny Łochowskiej w 58 kg, bo gdyby jej zaliczono podejście, byłaby na podium, oraz Marcina Dołęgi, który debiutując w +królewskiej+ kategorii był bardzo blisko czołowej trójki. Wszyscy walczyli dzielnie, nie można mieć pretensji. Ale nie można także spocząć na laurach. W MŚ konkurencja będzie zdecydowanie silniejsza i czterech krążków pewnie przywieźć się nie uda - podsumował Kołecki.