- Wszystkim nam piątkowy mecz z Belgią bardzo mocno dopiekł. Wiele dziewczyn było sfrustrowanych i mocno sobie wzięły do serca, to co wspólnie wyprawialiśmy. Ledwo uszliśmy z życiem - przypomniał dreszczowiec z Belgią zakończony zwycięstwem Polek dopiero w tie breaku. - Mimo tego wszystkiego podnieśliśmy głowę. Dwa pierwsze sety spotkania z Francją były bardzo dobre w naszym wykonaniu. W trzeciej partii, po dziesięciominutowej przerwie, chyba moje podopieczne zbyt szybko uwierzyły, że awans do mistrzostw świata mają już w kieszeni. Francuzki zaczęły grać znacznie lepiej i omal nie doszło do kontynuacji meczu - podkreślił selekcjoner biało-czerwonych. - Jestem zadowolony przede wszystkim z awansu do mistrzostw świata, nie tylko ze zwycięstwa. Cieszę się również z tego, że po dwóch miesiącach pracy, przypomnę że spotkaliśmy się po raz pierwszy 15 maja, pierwszy cel, który mieliśmy do osiągnięcia zrealizowaliśmy i to jeszcze nie czekając na wynik ostatniego meczu turnieju. Ten pierwszy okres naszej pracy polegał na swego rodzaju łapance, kto będzie grał w tej kadrze. Kogo mamy do dyspozycji, a kogo los "ustrzelił", w takim sensie, że bardzo wielu zawodniczek z różnych powodów nie występuje w tej drużynie - stwierdził Matlak. - Warto przypomnieć, że igrzyska olimpijskie w Pekinie były takim kamieniem milowym, bo wszystko wtedy runęło i mówiło się, że ciężko będzie coś odbudować. Na razie udało nam się zrobić kroczek do tego, żeby to trwało i rozwijało się w dobrym kierunku - zakończył optymistycznie doświadczony szkoleniowiec. Robert Kopeć, Paweł Pieprzyca; Rzeszów CZYTAJ TAKŻE:SIATKARKI JADĄ NA MŚ!