"Kenia to miejsce specyficzne, bardzo trudno się tam żyje, bardzo trudno także się tam biega. Trening nie ma być jednak przyjemny, ale przede wszystkim skuteczny. Widzę to po moich rezultatach, które z roku na rok są coraz lepsze, dlatego wrócę do Kenii po raz trzeci" - powiedział mistrz Europy z Barcelony 2010, dla którego sezon się jeszcze nie skończył. "Przede mną kilka fajnych mityngów. Najbliższy 10 września we włoskim kurorcie Rieti, gdzie rok temu, 29 sierpnia, Kenijczyk David Rudisha wynikiem 1.41,01 ustanowił rekord świata na 800 m. Potem być może Rovereto 13 września, finał Diamentowej Ligi w Brukseli 16 września i Memoriał Kamili Skolimowskiej 20 września w Warszawie" - wyliczył Lewandowski. Wspomniał, że bardzo się cieszy z sukcesów klubowych kolegów w mistrzostwach świata w Daegu (złoty medal w skoku o tyczce zdobył Paweł Wojciechowski, a Łukasz Michalski był czwarty), ale też smuci się niepowodzeniami innych reprezentantów kraju. "Przyznam szczerze, że nie wiem co się stało, co jest przyczyną bardzo nieudanych startów. Atmosfera w drużynie była dobra, w przygotowaniach nic nie brakowało, poza zdrowiem u niektórych, więc nie rozumiem skąd się wzięły te wpadki. Sam Piotr Małachowski, z którym rozmawiałem przed konkursem, spodziewał się rzucić dyskiem na odległość nawet około 70 metrów. Dlaczego mu się nie udało? Nie wiem, może i on, i my wszyscy za bardzo chcieliśmy dobrze wypaść" - skomentował Lewandowski. Odnosząc się do swojego czwartego miejsca przyznał, że bieg nie wypadł po jego myśli, jednak rezultat który osiągnął, uważa za duży sukces. "Spodziewałem się, że tempo w finale będzie szybkie i faktycznie tak było. Gdyby między zawodnikami były większe odstępy, mógłbym powalczyć o więcej. Ale nie ma co gdybać, jest to dla mnie i tak ogromne osiągnięcie. Czwartą pozycję na świecie cenię bardziej niż tytuł mistrza Europy. Nie ma co się poddawać, głowa do góry, kolejny sezon, nowe rozdanie kart i zaczynamy wszystko od początku" - powiedział złoty medalista V Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w Rio de Janeiro. Jak zaznaczył, bliskość do podium w Daegu jest dobrym prognostykiem przez igrzyskami 2012. "Moje czwarte miejsce w Korei nie było przypadkowe. Do brązowego medalu zabrakło zaledwie 30 setnych sekundy, więc był on w zasięgu. Tak niewielka strata może być kwestią dyspozycji dnia, samopoczucia podczas biegu finałowego, więc tym bardziej wierzę, że w Londynie uda mi się zdobyć upragniony medal olimpijski" - powiedział Lewandowski.