Związkowi działacze nie dali mu wiary. W efekcie nie pojechał na igrzyska do Aten, a kilka miesięcy później nie pamiętał o nim już prawie nikt. Wtedy pomocną dłoń wyciągnął do niego Stefan Maciejewski, mecenas polskich ciężarów. Gdyby nie on, Marcin zamiast sztangi dźwigałby dzisiaj pewnie kartony w jakimś magazynie w Anglii. Na szczęście tak się nie stało, a w tym roku sztangista Startu Otwock przypomniał o sobie sportowemu światu w imponującym stylu. Zaczął na mistrzostwach Europy w Cetniewie, gdzie stanął na najwyższym stopniu podium, bijąc "przy okazji" swój własny rekord świata w rwaniu (199 kg). Nic więc dziwnego, że kilka miesięcy później, przed mistrzostwami świata w Santo Domingo, Dołęga był największą polską nadzieją na medal. I nie zawiódł, bo z dalekiej Dominikany wrócił ze złotym krążkiem, nie dając rywalom w zasadzie żadnych szans. Tym razem nie poprawił co prawda rekordu świata, ale wyrwanie 200 kg przez 25-latka z Ciechanowa to już tylko kwestia czasu... KAW