Po porażce w Neapolu 1-2 "The Citizens" stoją pod ścianą. W meczu o przetrwanie w Champions League liderzy najwspanialszej ligi świata dali się pobić siódmej drużynie podupadającej Serie A. W ostatnich latach wojny futbolowe angielsko-włoskie były absolutnie jednostronne, wyłomu dokonał Inter z Jose Mourinho eliminując w 2010 roku Chelsea. Poza tym calcio może zazdrościć Premiership wszystkiego: sukcesów, popularności, pieniędzy i stadionów. Serie A stoczyła się na czwartą pozycję w rankingu UEFA, co spowodowało, że Bundesliga odebrała jej jedno miejsce w Champions League. Napoli potrafiło przeciwstawić się tym wszystkim złym tendencjom. Pobiło dumnego lidera Premiership, który w 12 meczach zdobył 34 pkt i 42 gole. W ogniu walki okazało się, że gracze za 460 milionów funtów sprowadzeni do Manchesteru nie tworzą takiej jakości jak Marek Hamsik, Ezequiel Lavezzi, czy Edison Cavani. Na ich poziomie w City zagrał tylko David Silva, może jeszcze Mario Balotelli. Kilka dni temu City ogłosiło, że w sezonie 2010/2011 jego straty sięgnęły 194,9 mln funtów i były największe w historii klubowej piłki bijąc niechlubny rekord Chelsea z 2005 roku (141 mln funtów strat). Gdzie drużyna Roberto Manciniego miałaby zarabiać, jeśli nie w Champions League? Tymczasem nie zależy już od siebie, ale od Villarreal. Jeśli "Żółta Łódź Podwodna" zakończy fazę grupową bez punktu, City zaliczy kompromitujący debiut w najważniejszych rozgrywkach bez względu na ewentualny triumf nad Bayernem w ostatnim meczu. Znacznie lepsza jest sytuacja Manchesteru United. Finalista poprzedniej edycji i faworyt obecnej nie potrafił jednak dotąd wygrać z nikim oprócz egzotycznego Otelulu Galati. W ostatnim meczu w Bazylei wystarczy mu do awansu remis, ale gospodarze podejmą wyzwanie. Ich zwycięstwo byłoby największą sensacją Champions League ostatniego dziesięciolecia. Możliwe jest jednak, że w 1/8 finału nie zobaczymy ani jednego kolosa z Manchesteru. Tymczasem kluby z Mediolanu, które w Serie A mają kłopoty, w Champions League są już w fazie pucharowej. 16. w tabeli ligi włoskiej Inter zapewnił sobie awans po remisie z Trabzonsporem, Milan (trzeci w lidze) gra dziś hitowy mecz z Barceloną o pierwsze miejsce w grupie H. "Wierzę, że Guardiola i Ibrahimovic jednak podadzą sobie ręce" - nawet Clarence Seedorf chciałby, aby zaszłości nie miały wpływu na temperaturę meczu na San Siro. Trener Massimiliano Allegri żartował o valium, które poda swojemu napastnikowi, gdyby tego mu było trzeba do oponowania nerwów. Od czasu konfliktu Johna Terry'ego z Wayne Bridgem świat futbolu nie czekał z większym zainteresowaniem na tradycyjny uścisk dłoni. Trener Barcy miał jednak ostatnio inne zmartwienia, niż zastanawianie się, jak na jego widok zareaguje piłkarz, którego przed rokiem pozbył się z klubu. Koncentrował się na wieściach o operacji swojego asystenta Tito Vilanovy. W tej sprawie wypowiedział się nawet Mourinho, który ostatnio "pożegnał się" z Vilanovą na Camp Nou wkładając mu palec do oka po meczu w Superpucharze Hiszpanii. Teraz Portugalczyk życzył asystentowi Guardioli szybkiego powrotu do zdrowia i spotkania 10 grudnia na Santiago Bernabeu podczas Gran Derbi. Dziś dla Barcy liczy się Milan. Ibrahimovic obiecał kiedyś, że zatłucze Pepa, gdy spotka go poza Katalonią. O to obaw nie ma, choć nieustanne zaczepki Szweda w stosunku do Guardioli niezbyt podobały się jego piłkarzom. Xavi powiedział nawet, że Ibra mocno go rozczarował opisując byłych kumpli z Barcy jako uczniaków idących na trening, by zachowywać się grzecznie wobec trenera. Szwed odpowiedział w swoim stylu: "nic mnie to nie obchodzi", ale już ostatnio karierę w mediach zrobiło jego wyznanie, iż opuszczając Barcelonę był świadomy, że odchodzi z najlepszej drużyny świata. Na San Siro nie zagra kontuzjowany Andres Iniesta i ukarany za kartki Dani Alves. Thiago Silvie prasa włoska zadała sakramentalne pytanie o sposoby na Leo Messiego. "Wykonać znak krzyża, a potem 90 minut się modlić" - odpowiedział dowcipnie Brazylijczyk, choć w pierwszym meczu na Camp Nou Argentyńczyk nie potrafił zapewnić zwycięstwa Katalończykom, natomiast on zdobył gola na wagę remisu (2-2). Pep Guardiola ma skompletować obronę, jaka w tym sezonie jeszcze nie grała. Na prawej stronie Alvesa zastąpi Carles Puyol, w środku wystąpią Gerard Pique i Javier Mascherano, na lewej Eric Abidal. Za Iniestę zagra Cesc Fabregas obok Xaviego i Busquetsa, w ataku Villa, Messi i Alexis Sanchez - trio, które nie grało ze sobą od miesięcy. Skład Barcy nie jest potwierdzony, Guardiola lubi zaskakiwać dziennikarzy. W Milanie zdrowy jest Gennaro Gattuso, kolegów odwiedził nawet po operacji serca Antonio Cassano. Do gry wraca Alexandre Pato, ma wystąpić w ataku obok Ibrahimovica. Bez względu na to, co zrobi Szwed, gdyby nawet zagrał przeciw Barcy mecz życia, nie zmieni to opinii Demetrio Albertiniego, który tak jak Ibra, Rivaldo, czy Ronaldinho występował w obu klubach. "Dla mnie on jest w piątce najlepszych piłkarzy na świecie, ale do gry Barcelony po prostu nie pasował". Zapewne przez grzeczność Albertini nie dodał, iż Ibra nie przyjął się w Katalonii także ze względów charakterologicznych. Bez względu na wszystko i tak kibice będą dziś skupieni na każdym geście i ruchu Szweda. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu