Polscy skoczkowie złożyli we wtorek ślubowanie olimpijskie, a w środę wylatują do Turynu, gdzie za dwa dni rozpoczną się igrzyska olimpijskie. - Od dawna powtarzam, że jadę do Turynu walczyć, i nic się nie zmieniło. Nie jestem minimalistą. Zagram o wszystko, ale nie daję gwarancji wygranej. W tym sezonie wciąż gonię formę, może w Pragelato ją wreszcie dogonię - dodał nasz najlepszy skoczek. Małysz i spółka szlifowali formę przed igrzyskami w niemieckim Ruhpolding. - Skaczę coraz lepiej, popełniam mniej błędów, wraca moc w nogach. Przy dalekich skokach na tym obiekcie ląduje się na płaskim, stąd duże przeciążenia. Na szczęście mam to już za sobą. - podkreślił trzykrotny mistrz świata. - Normalna skocznia w Pragelato (K-95) właściwie jest dużą skocznią. Można na niej latać dobrze ponad sto metrów. To nowy, przebudowany obiekt, dość trudny technicznie. Skakaliśmy tam latem, ale skoki na igelicie nieco różnią się od tych na śniegu - stwierdził skoczek z Wisły. - Jeszcze nie czuje ciężaru odpowiedzialności, ale być może takie uczucie pojawi się podczas konkursów. Igrzyska wyzwalają ogromne emocje, nieporównywalne z innymi zawodami. To moja trzecia zimowa olimpiada, jestem doświadczonym skoczkiem, ale nie wiem, jak zareaguję na magię igrzysk - zakończył Małysz. <a href="http://turyn2006.interia.pl/galerie/galId/6172/photoId/226016/nr/1">Ślubowanie olimpijczyków - zobacz galerię zdjęć</a>