Polak zajął szóste miejsce w konkursie indywidualnym i poprowadził zespół do piątego miejsca w konkursie drużynowym. "Było nieźle, a kiedy sobie przypomnę, co się działo w kwalifikacjach (Małysz wylądował na 76. metrze - przyp. red.), to powiem, że teraz było już całkiem, całkiem" - stwierdził, cytowany przez "Dziennik". Czego mu jeszcze brakuje? "Stabilizacji. W Ramsau i Einsiedeln, gdzie byliśmy na zgrupowaniach, skakałem bardzo dobrze technicznie. Tam moje skoki były powtarzalne, teraz mi tego brakuje. Mam kłopoty właśnie z trafieniem w próg" - powiedział Małysz. Czy to są powody do niepokoju? " Nie. Na tym etapie przygotowań to normalne. Lato traktujemy tylko jako jeden z elementów procesu budowania formy na zimę. Obecnie są ważniejsze rzeczy niż wyniki. na przykład kondycja. Hannu aplikuje nam forsowne treningi motoryczne. Czasem brakuje świeżości, nogi nie "chodzą" tak jak zwykle, ale efekty tego przyjdą dopiero za kilka miesięcy" - mówi polski skoczek. Jak się mu współpracuje z nowym szkoleniowcem Finem Hannu Lepistoe? "Dobrze. Oczywiście inaczej niż z Heinzem Kuttinem, bo to zupełnie inni ludzie, ale też dobrze. Hannu podchodzi do życia z optymizmem i tego samego próbuje nauczyć nas" - powiedział Małysz. Przez wiele w Polsce trwała "małyszomania", już za chwilę palmę pierwszeństwa może przejąć Robert Kubica, kierowca Formuły 1. "Życzę mu jak najlepiej. Co prawda szef teamu BMW Sauber twierdzi, że musi jeszcze potrenować wjazdy do boksu, ale pewnie niejeden zespół już by go chciał. Wkrótce w Ferrari zwolni się miejsce po Michaelu Schumacherze" - Małysz wierzy w młodego krakowianina.