- Myślę, że czegoś zabrakło - powiedział nasz najlepszy skoczek. - Miałem problemy przede wszystkim z odbiciem. Rok temu odbijałem się za późno, a w tym odbijam się za wcześnie. Małysz jako jedyną udaną próbę weekendu wskazał skok z sobotnich kwalifikacji, w którym uzyskał 132 metry. - Później mi brakowało tego "timeingu" odbicia, żeby skok był płynny i mocny. Na końcu progu nogi już miałem wyprostowane i z takiej pozycji nie ma szans na dobry skok - wyjaśnił zawodnik z Wisły. - Mimo to, że drugi skok w niedzielę (119,5 m - przyp. red.) był trochę lepszy, ale to nie jest jeszcze to, na co mnie stać. Małysz powiedział, że analizował wraz z trenerem Kuttinem swoje weekendowe skoki i wspólnie znaleźli przyczyny słabszego występu. - Jednym z powodów było to, że za dużo chciałem poprawić na raz. Było kilka szczegółów, powinienem się na jednym skoncentrować, a ja chciałem poprawić od razu wszystko - stwierdził. - W niedzielę koncentrowałem się głównie na pozycji dojazdowej. Niestety to nic nie pomogło w tym, aby odbić się później i skoki były jakie były, czyli krótkie. Dwukrotny medalista olimpijski z Salt Lake City nie traci jednak wiary we własne umiejętności oraz zaufania do trenera Kuttina. - Gdy zawodnik nie ma formy, to zwykle tak jest, że wszystko mu przeszkadza - wyjaśnił Małysz. - Formy na pewno nie mam. Może przed kilkoma laty miejsca w "30" satysfakcjonowałby mnie, ale teraz na pewno nie. Myślę, że wciąż stać mnie na wiele. Udowodniłem to w lecie i poprzednich sezonach zimowych. Pokładam wszelkie nadzieje w trenerze Kuttinie, który jest dobrym szkoleniowcem i wszystko ma zaplanowane. Nasi zawodnicy zostają do wtorku w Kuusamo, a później przenoszą się do Norwegii, gdzie w najbliższy weekend zaplanowano kolejne konkursy. - Teraz potrzeba troszkę spokoju, treningi tutaj, a później w Trondheim i jakieś efekty powinny być - stwierdził Małysz.