- Samego upadku nie pamiętam. Pamiętam tylko, jak skoczyłem, wylądowałem dobrze, za chwilę podbiło mi lewą nartę i wykręciło nogę do tyłu. Następny obraz mam z karetki. Nie wiem dlaczego upadłem. To był mój pierwszy skok, zeskok był twardy jak beton. Gdybym poleciał do przodu, mógłbym się ratować, ale gdy mnie obróciło, nie mogłem nic zrobić. Uderzyłem głową tak mocno, że pękł kask - tak opisał pechowy skok Małysz. - Zawieźli mnie nawet nie do szpitala, ale na pogotowie. Sprawdzili, że nie jestem połamany i kazali czekać, bo mieli inne, poważniejsze przypadki. Potem wykonali mi tomografię i ponieważ nic nie wykazała, nie chcieli mnie przetrzymywać. Po czterech godzinach wróciłem do hotelu. Bolały mnie tylko plecy. I źle czułem się z bliznami, ale dali mi świetną maść i już praktycznie nie ma po nich śladu. - Teraz odpoczywam, nie mogę przeciążać kręgosłupa, przechodzę rehabilitację. Nie mam jednak żadnych obaw przed powrotem na skocznię. Gdyby nie to, że krwiak na kręgosłupie uniemożliwia mi przyjęcia właściwej postawy na dojeździe, to już bym wrócił do skakania - powiedział "PS" Adam Małysz. Trzykrotny zdobywca Pucharu Świata wypowiedział się również o kłopotach z... psychologiem. - Nie można co sezon zmieniać psychologa. Doktora Blecharza znam od ośmiu lat, a otworzyłem się przed nim dopiero cztery lata temu. W tym sezonie próbowałem kilka razy się z nim skontaktować, ale najpierw nie miałem numeru telefonu, a później nikt nie odbierał. Próbowałem to zrobić z myślą o zawodach. Teraz nie bardzo wyobrażam sobie jego pomoc. Przecież nie przez telefon, a ja nie mogę przyjeżdżać do Krakowa, a on nie będzie przyjeżdżał do Wisły. - Miałem nadzieję, że zakończę ten sezon dobrym występem i w spokoju będę się przygotowywał do następnego. Stało się inaczej, ale za to będę miał więcej czasu na odpoczynek. Planuję wyjechać z rodziną na narty do Austrii a potem do ciepłych krajów. Pod czyim kierunkiem będę trenował? Nie wiem, tysiąc razy mówiłem Tajnerowi, że jest zbyt miły dla dziennikarzy i niektórzy przestali go szanować. Może trzeba go zmienić, a może tylko dać mu kogoś do pomocy? - dodał Adam Małysz.