Dwukrotny medalista olimpijski z Salt Lake City zajął w sobotę 15. miejsce, a w niedzielnym konkursie uplasował się na 7. pozycji, co jest jego najlepszym wynikiem w tym sezonie zmagań w Pucharze Świata. Malysz nadal nie jest zadowolony ze swoich skoków. - Wciąż popełniam drobne błędy, które zabierają mi po kilka metrów. Zły najazd, wcześniejsze lub późniejsze odbicie, nie trafiam kierunku odbicia - wyjaśnił zawodnik z Wisły, który do całej sytuacji podchodzi ze spokojem - Kiedy błędy są drobne, to wiem, że wystarczy jeszcze kilka skoków. O złości nie ma mowy - stwierdził. Zarówno w sobotę jak i niedzielę zawodnikom przeszkadzał padający deszcz, którego nasz najlepszy skoczek nie znosi w trakcie konkursów. - Deszcz nie przeszkadza tak jak wiatr, ale rodzi dyskomfort - powiedział. - Kiedy jesteś cały mokry, robi się naprawdę nieprzyjemnie. I nie ma większego znaczenia, kiedy pada, w lecie, czy w zimie. Dokucza tak samo. W najbliższy weekend (sobota i niedziela) światową czołówkę czekają konkursy w czeskim Harrachowie. A co wcześniej? - Lecimy wreszcie do domu. Musimy trochę odpocząć - stwierdził Małysz.