We wtorek Adam Małysz udzielił INTERIA.PL wywiadu, w którym opowiada o formie, trenerze oraz o zbliżających się Świętach. Na początku jeszcze raz gratulujemy zwycięstwa w Harrachowie i rozpoczniemy od zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. W jaki sposób zamierza je Pan spędzić? Adam Małysz: Tradycyjnie z rodziną. To są jedne z nielicznych świąt, które mogę spędzić z rodziną. Proszę nam powiedzieć, jakie potrawy wigilijne znajdą się na stole Małyszów? Tradycyjnie karp, barszcz, może jakaś zupa rybna, placki jakieś. Przez ostatnie trzy lata, ja, żona i Karolinka, święta spędzamy z teściami. Tych potraw nie robimy zbyt wiele, bo później nie ma kto tego zjeść. A którą z potraw lubi Pan najbardziej? Najbardziej karpia i barszcz. To od zawsze były moje ulubione potrawy wigilijne. Pozostaje przy tym. Jednak na świętowanie nie będzie miał Pan dużo czasu, bo trzeba odpowiednio przygotować się do Turnieju Czterech Skoczni. Dokładnie. Po Engelbergu mamy mieć jeszcze treningi w Zakopanem. Później święta i już w drugi dzień świąt mamy mieć konkurs w Zakopanem. Takie jest życie sportowca, że trzeba trenować i startować. Turniej Czterech Skoczni rozpoczął niegdyś Pana przygodę z wielkim skakaniem? Czy czuje się Pan dodatkowo umotywowany przed startem akurat w tych zawodach? To nie chodzi tylko o Turniej Czterech Skoczni, ja jestem umotywowany w ogóle. Na pewno jestem podbudowany po tym zwycięstwie w Harrachowie. Znów uwierzyłem w siebie, że jestem w stanie wygrać. Nawet tak żartobliwie z trenerami mówiliśmy, że jedynie my znaleźliśmy "przepis na Ahonena". Miejmy nadzieję, że na Turnieju Czterech Skoczni pójdzie co najmniej tak samo, jak w Harrachowie. Jaki jest plan minimum na tegoroczny Turniej Czterech Skoczni i czy w ogóle z trenerem zakładacie taki plan ? Planu minimum nie ma, zawsze jest maksimum. Marzy mi się wygrać to wszystko, ale będzie to bardzo ciężkie. Wciąż nie ma formy takiej jakby się chciało. Popełniam błędy, które muszę cały czas kontrolować. Myślę, że jeśli stanę na podium, to byłoby to moim marzeniem. Jak układa się współpraca z Heinzem Kuttinem? Bardzo dobrze. Myślę, że jest to bardzo dobry i doświadczony trener, były doświadczony przecież zawodnik. Wszyscy jesteśmy bardzo przyjaźnie i optymistycznie nastawieni do Heinza. Uwierzyliśmy w niego, uwierzyliśmy w jego metody, także ja myślę, że współpraca jest jak najlepsza. Co po tym już dość długim okresie pracy austriacki szkoleniowiec nowego wniósł do treningów z kadrą, czego nie przerabialiście z Apoloniuszem Tajnerem? Apoloniusz Tajner głównie bazował na badaniach profesorów Żołędzia i doktora Blecharza. Kuttin opiera się wyłącznie na swoich doświadczeniach, na swojej pracy trenerskiej, czyli tego, co jeszcze robił do nie tak dawna. Był w kadrze szkoleniowej, jako jeden z wielu trenerów Austriaków, więc wiele doświadczył. Jest to zupełnie inny trening. Tego nie da się porównać z tym, co robiliśmy u Apoloniusza Tajnera. To są szczegóły, ale prywatne, których trener wolałby nie ujawniać. Jest to jego prywatność, jego sposób na sukces. Czy szczyt formy przewidywany jest na MŚ w Oberstdorfie? Szczytu formy nikt nie jestem w stanie przewidzieć. To nie jest tak, że ktoś sobie powie: będę trenować i wtedy będę miał formę. Można się do tego specjalnie przygotowywać, ale w pięćdziesięciu procentach, to nie jest tak do końca jasne. Ta forma jest nieprzewidywalna i ona może przyjść w każdym momencie. Można się do tego przygotowywać, ale pewności nie ma. To są takie szczegóły. Czasem jeden zawodnik bardzo dużo trenuje cały rok i wyników nie ma, a czasem tak jak w przypadku Ammana, upadek przed olimpiadą, miesiąc w szpitalu i później wygrywa olimpiadę. Przypadki chodzą po ludziach i czasem nawet odpoczynek jest dobry. Co Pan sądzi o aktualnej postawie Mateusza Rutkowskiego i jakich rad udzieliłby Pan, a może już Pan udzielił, młodemu skoczkowi, który ma problemy z dyscypliną? Jeżeli on takich porad potrzebuje od doświadczonych zawodników, bo już takimi jesteśmy, to przychodzi i pyta, jeśli nie potrzebuje, to nie przychodzi. To jest jeszcze bardzo młody skoczek, który musi jeszcze dużo doświadczyć. Mateusz potrzebuje jeszcze nabrać tego doświadczenia. Czasem trzeba dużo przeżyć, żeby coś zrozumieć. Czy to skakanie już trochę Panu się nie znudziło? Nie, nie ma mowy. Trenuje już od 20 lat i czasem jest tak, że gdy nie trenuję przez okres tygodnia lub dwóch tygodni, to człowiek nie wie co ma ze sobą zrobić. Nie jestem aż tak stary. Chce mi się tego trenowania, tego skakania . Z kolei jak się jest na zawodach, to czasami wszystkiego ma się dosyć, przeżywa się różne stresy. Nie jestem już tak stary, aby myśleć o tym, aby zakończyć karierę, czy aby myśleć o tym, że mam już dość tego skakania. Rozmawiał: Rafał Dybiński