"W zawodach skoki nie były złe, ale jednak cały czas za bardzo kontroluję to, co mam wykonać. Za dużo myślę o skoku. Nie mam takiej swobody, że siadam na belkę, jadę i nad niczym się nie zastanawiam" - dodał Małysz. "Przy obecnych przepisach dotyczących nart i strojów nawet minimalna różnica warunków na skoczni znaczy bardzo dużo. Poza tym w zawodach zawsze jestem bardziej spięty. Skoki nie są wykonywane na takim luzie, jak podczas treningów. Z niedzielnych prób jestem bardziej zadowolony, zwłaszcza z tej pierwszej. Druga nie była super, lecz czuję postęp" - podkreślił lider polskiej kadry. "Teraz czeka mnie skocznia w Val di Fiemme, tam zawsze szło mi dobrze. Cuda się nie zdarzają, ale liczę, że może tam zrobię kolejny mały kroczek do przodu. Cieszę się jednak, myśląc o konkursach na Wielkiej Krokwi, w końcu będą tam moi kibice. Pewnie przydałoby mi się przed tymi zawodami dwa, trzy dni specjalnego treningu. Czuję się wypoczęty, zniknęło zmęczenie z początku sezonu, ale widać, że popełniam pewne błędy, które mógłbym wyeliminować. Plan jest jednak tak napięty, że trudno będzie to zrobić" - stwierdził Małysz. Orzeł z Wisły przyznał, że już po sobotnim konkursie w Bischofshofen wiedział, że Janne Ahonen nie odda prowadzenia w klasyfikacji generalnej TCS. Fin wygrał prestiżowe zawody po raz piąty. "Janne jest na pewno bardzo skrytym człowiekiem. Mało się odzywa, mało się uśmiecha. Czasem klepnie w ramię, czasem powie "Hello!" lub "How are you?", ale na tym się kończy. Nie jest z nim tak, jak ze Szwajcarami, z którymi często rozmawiamy, żartujemy. Z Ahonenem nie rozmawiałem nigdy dłużej niż minutę. Wydaje się, że to taki typowy fiński człowiek. Jeśli ktoś bywał w Finlandii zimą, i doświadczył, jak jest tam zimno i ciemno, to zrozumie. Ja na początku też nie mogłem pojąć, dlaczego Finowie są często tacy ponurzy. Janne Ahonen ma taki wyraz twarzy, że tylko jeden na pięciu młodych skoczków podejdzie i spyta, co słychać. Ale choć jest z pewnością legendą skoków, nikomu nie daje odczuć wyższości. Nie robi z siebie pomnika" - zakończył Małysz.