Zawodnik z Wisły także może być zadowolony z występu w Titisee-Neustadt. Wprawdzie w sobotnim konkursie wypadł nieco poniżej swoich oczekiwań, ale już w niedzielę był na podium, przegrywając tylko z Czechem. - W sobotę drugi skok zepsułem, spóźniłem wybicie, zbyt agresywnie poszedłem w górę i nie było odległości - wyjaśnił Małysz. - W drugim konkursie, na szczęście, błędów nie było i dlatego jest drugie miejsce. Sądząc po wyniku, znaleźliśmy właściwą receptę. Mocno rozstawiłem kolana i nie traciłem już tak na szybkości jak w sobotę. W weekend nasz najlepszy skoczek stracił rekord ilości zwycięstw (11) w jednym sezonie. Do soboty dzierżył go wraz z Niemcem Martinem Schmittem, ale Janne Ahonen zdołał wygrać po raz dwunasty w obecnej edycji Pucharu Świata. Zawsze jest przykro, jak ktoś zabiera ci rekord, ale trzeba się z tym pogodzić - stwierdził Małysz. - Ahonen w tym sezonie jest niesamowity, ale można go pokonać, co ja udowodniłem w Harrachovie, a Janda tu w Neustadt. Teraz Adama czekają mistrzostwa Polski w Szczyrku, a w najbliższy weekend zawody PŚ w Zakopanem, na które czeka cała Polska. - To cudowne, niepowtarzalne konkursy, ale kosztują mnie bardzo wiele - przyznał dwukrotny medalista olimpijski z Salt Lake City. - Oczywiście boję się, bo wiem, że nie mogę zawieść tych, którzy przyjdą pod skocznie. Z drugiej jednak strony, oni dają mi tyle energii, samą swoją obecnością i dopingiem niosą mnie do zwycięstw.