Szósty mecz piątkowego wieczoru w Air Canada Center. Nie ma co euforycznie piać z zachwytu nad postawą Iversona. Miast potoku komplementów niech przemówią statystyki. Iverson, podczas 43-minutowego meldunku na parkiecie, zaaplikował przeciwnikom 52 punkty trafiając 21 rzutów z 32 prób w tym 8 na 14 zza łuku 7,24 metra, dodał 7 asyst, czterokrotnie "kradł" piłki i miał tylko jedną stratę!!! Chcąc nie chcąc na usta same cisną się porównania z największymi w historii NBA. Oto Iverson, jest drugim po Michaelu Jordanie koszykarzem w dziejach ligi który w jednej serii play off dwukrotnie rzucał co najmniej 50 punktów. Przypomnijmy, w starciu numer dwa Iverson wrzucił podopiecznym Lenny`ego Wilkensa dwa "oczka" więcej. Jordan sztuki tej dokonał w 1988 roku w rywalizacji z Cleveland Cavaliers. Mały wojownik z Miasta Braterskiej Miłości ma szansę wprowadzić 76ers po raz pierwszy do finału Konferencji od 1985 roku, gdy Philadelphia zagrała na tym etapie rywalizacji pod batutą Charlesa Barkley`a. Tuż przed meczem Iverson odebrał z rąk komisarza ligi Davida Sterna nagrodę MVP przyznaną mu za sezon regularny - Dzisiaj Allen pokazał dlaczego otrzymał wyróżnienne MVP, udowodnił, że nagroda trafiła do właściwego zawodnika. Szkoda tylko, iż uczynił to naszym kosztem - spuentował wielki mecz swego rywala Vince Carter. Tymczasem Carter nie dotrwał do końca meczu. "Air Canada" na początku finałowej kwarty padł na parkiet rażony ciosem z łokcia autorstwa Dikembe Mutombo. Carter zszedł z parkietu i nie pojawił się już w akcji do końca spotkania. Ciekawy czy brak Cartera w IV odsłonie był spowodowany urazem (ponoć to nic groźnego i na pewno wystąpi w meczu numer sześć), czy raczej to wyraz frustracji, wszak po III odsłonie gospodarze prowadzili już różnicą 26 punktów, a dorobek punktowy Cartera był nader mizerny (16 oczek w 35 minut). <A href="http://nba.interia.pl/playoff/2001p">Zobacz rywalizację w play off 2001</a>