"Na Santiago Bernabeu zawsze spotyka cię jakieś sędziowskie złodziejstwo. Trzeba być na to gotowym" - napisał na Twitterze Ruben Perez. Pomocnik Getafe miał ogromny żal do Clos Gomeza za akcję z 59. min, kiedy przy stanie 1-1 Cristiano Ronaldo padł przed polem karnym, a arbiter podyktował jedenastkę. Nawet Jose Mourinho przyznał, że nie powinno być karnego, ale zaraz dodał, że Ronaldo nigdy nie symuluje tak jak inni, a poza tym jego zespół wygrałby mecz z Getafe bez pomocy sędziego Gomeza. I prawdopodobnie w tym ostatnim stwierdzeniu miał rację. Podobnie jak Ronaldo zachował się w meczu Realu Sociedad San Sebastian z Barceloną Leo Messi. Argentyńczyk pchnął piłkę w polu karnym, zostawił nogi, po czym gdy poczuł kontakt z przeciwnikiem wyłożył się na murawę jak długi. Klub z Katalonii rozpaczliwie szukał wtedy trzeciej bramki dającej mu zwycięstwo. Sędzia ukarał jednak najlepszego piłkarza na świecie żółtą kartką za symulowanie. To nie było jedyne kuriozalne wydarzenie w San Sebastian. Przed meczem Pep Guardiola tak nastraszył swoich graczy przypominając im skutki wirusa FIFA w ostatnich latach, że rozstrzygnęli mecz w kwadrans. Przynajmniej tak im się wydawało, gdy wygrywali 2-0 po golach Fabregasa i Xaviego. Jak niesamowicie zdumiony musiał być po meczu Alexis Sanchez, który w 31. min opuścił boisko na noszach. Kontuzjowany Chilijczyk będzie pauzował od 6 do 8 tygodni. Schodząc do szatni widział, że mecz jest pod kontrolą, a zastępujący go David Villa mógł grać spokojnie. Tymczasem najlepszy strzelec reprezentacji Hiszpanii zaliczył jeden z najgorszych dni w piłkarskim życiu, którego pointą była asysta przy bramce na 2-2 Antoine Griezmanna. W tej samej 59. min, w której na Bernabeu Ronaldo wyłożył się przed polem karnym Getafe, a potem wykorzystał karnego, "El Guaje" wycofał piłkę do Victora Valdesa przez całe boisko, ale trafiła ona pod nogi 20-letniego gracza gospodarzy. Była jeszcze jedna bardziej dziwaczna sytuacja w tym meczu. W 77. min Xabi Prieto oddawał piłkę Barcelonie kopiąc ją w stronę Valdesa z własnej połowy. Bramkarz był odwrócony tyłem do boiska i spostrzegł wolno toczącą się futbolówkę tuż przed linią bramkową. Na szczęście dla gości rzucił się na nią w ostatniej chwili, unikając gola na 3-2 dla Realu Sociedad. To by dopiero była katastrofa Barcelony. Wirus FIFA zadziałał z opóźnieniem. Po stracie bramki na 2-2 goście mieli jednak jeszcze pół godziny na reakcję. Guardila posłał do gry Messiego i Andresa Iniestę, którzy nie potrafili zrobić nic, jak cała reszta. I remis stał się faktem. Kolejna strata punktów po tym jak gwiazdy drużyny wracają z meczów reprezentacji. W pierwszym sezonie pracy Guardioli Katalończycy stracili dwa punkty u siebie z Racingiem Santander, w drugim przegrali na Camp Nou z Herculesem Alicante. Wyjazdowy remis z Realem Sociedad można więc i tak uznać za mniejsze nieszczęście. Guardila uważa, że na stadionie Anoeta jego drużyna dostała dobrą nauczkę na przyszłość. Phillippe Montanier porównał rywala przed meczem do szczytu, który, gdy chce się zdobyć, nie można przestraszyć się jego wysokości. Góra nie okazała się jednak zbyt wysoka. "Barca nie jest doskonała" - napisał w tytule do relacji z meczu w San Sebastian dziennik "Marca". To raczej uwaga pod adresem piłkarzy Realu Madryt, którzy po zwycięstwie z Getafe 4-2 (dwa gole Karima Benzemy) wyprzedzają Katalończyków o 2 pkt. Przed rokiem, gdy drużyna Guardioli potknęła się z Herculesem, a potem jeszcze zremisowała z Mallorką na Camp Nou, udało jej się dopaść lidera z Madrytu dopiero w listopadzie, w legendarnym już Gran Derbi na Camp Nou (5-0). Teraz może czekać jeszcze dłużej. Plan Mourinho na 10 ligowych spotkań otwierających sezon zakłada zdobycie przez Real 30 pkt. Być może szansa na odrobienie remisu w San Sebastian nadarzy się dopiero 10 grudnia, gdy Barca zjedzie na Santiago Bernabeu na Gran Derbi? <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2134659">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a>