Już w sobotę 15 sierpnia do koła wejdzie Tomasz Majewski, nasz mistrz olimpijski z Pekinu. W pchnięciu kulą zapowiada się wspaniały bój. Polak jest najlepszy na listach światowych dzięki wynikowi ze Sztokholmu (21,95 - rekord kraju), ale z koalicją Amerykanów będzie mu wygrać niesamowicie ciężko. Reese Hoffa (21,89 w tym sezonie) jest obrońcą tytułu z Osaki, a rzucić bardzo daleko mogą też Christian Cantwell, Adam Nelson czy Dan Taylor. Nie powinniśmy być rozczarowani jeśli, po raz siódmy w ostatnich ośmiu czempionatach, na najwyższym stopniu podium stanie zawodnik z USA. Z drugiej strony możemy, nie tylko po cichu, liczyć na złoto, bo Majewski stał się dojrzałym zawodnikiem, którego walka na wysokim poziomie dodatkowo nakręca. Początek rywalizacji o tytuł w tej konkurencji - zaplanowany na godz. 20.15 - będzie trzecim i ostatnim finałem pierwszego dnia mistrzostw, więc jest nadzieja nawet na prowadzenie (wspólnie z innymi ekipami) w prowizorycznej klasyfikacji medalowej... Następnym miłym dniem w Berlinie może być dla nas poniedziałek. Szymon Ziółkowski wprawdzie nie jest zaliczany do faworytów, ale na pewno jest w stanie mile zaskoczyć. Cztery lata temu w Helsinkach również nie był w wielkiej formie, a jednak udało mu się wywalczyć brązowy medal. Tego samego dnia zostanie rozegrany finał skoku o tyczce kobiet. Tu jesteśmy niemal pewniakami do jakiegoś krążka. Dlaczego? Na mityngu w Londynie Anna Rogowska ,jako jedyna w tym sezonie i pierwsza od 19 startów, pokonała Jelenę Isinbajewą, a Monika Pyrek przyznaje, że bardzo lubi startować w stolicy Niemiec, co potwierdzają rezultaty. Ta druga będzie walczyć o swój trzeci medal na MŚ (brąz w Edmonton 2001, srebro w Helsinkach 2005) i ma nadzieję, że obóz we Włoszech pozwoli jej wrócić do dobrej formy z początku sezonu. Piotr Małachowski zmaga się z urazem palca, ale i on liczy na pierwszą trójkę w rzucie dyskiem, którego finał odbędzie się 19 sierpnia. Tu zdecydowanym faworytem jest Gerd Kanter, który ostatnio całkowicie zdominował tę konkurencję. Estończyk był przed Polakiem także w Pekinie. Są jeszcze weteran 37-letni Litwin Virgiljus Alekna no i Niemiec Robert Harting. Nawet brąz Małachowskiego będzie sukcesem. Brak medalu z pewnością przyjmie jako porażkę (choć oficjalnie twierdzi inaczej) ambitna Anna Jesień, jedyna nasza realna "nadzieja" w konkurencjach biegowych. W czwartek w finale 400 metrów przez płotki faworytką numer 1 będzie Amerykanka Lashinda Demus, ale dalej sytuacja wydaje się otwarta. To zawsze jednak bieg przez płotki, więc jeden błąd kosztuje bardzo dużo. Broniąca brązu z Osaki Polka przekonała się o tym w Monaco, gdzie na chwilę straciła rytm i... przybiegła ostatnia. Dobrze, że taką wpadkę ma już za sobą. Artur Noga na 110 m ppł chciałby powtórzyć piąte miejsce z Pekinu, ale bądźmy szczerzy - wraca dopiero do formy po kontuzji i samym udziałem w finale obroni się przed krytyką. W piątek rano na 50 km startować będą chodziarze. Nie ma już absolutnego geniusza tej konkurencji Roberta Korzeniowskiego, są natomiast Rafał Fedaczyński i Grzegorz Sudoł - zawodnicy, którzy ukończyli w pierwszej "10" ten dystans w Pekinie. Może któryś z nich nawiąże do sukcesów wielkiego mistrza "Korzenia"... Prawdziwym objawieniem tego sezonu jest w polskiej lekkoatletyce Anita Włodarczyk. To prawda, że już w Pekinie była szósta, ale wówczas wielu potraktowało to jako jednorazowy wyskok, ot szczęście debiutantki. Tragiczna śmierć Kamili Skolimowskiej jakby zmobilizowała 24-letnią dziewczynę trenującą pod mostem (tak, to nie żart) w Poznaniu. Wygrała w 11 z 13 startów, a 8 sierpnia w Cottbus (w dzień swoich urodzin) pobiła rekord Polski zmarłej koleżanki. Wynik 77,20 jest także najlepszym w tym roku na listach światowych. W przyszłą sobotę na rzutni Włodarczyk ma sporą szansę zdetronizować Betty Heidler, choć faworytką z racji doświadczenia jest Niemka. Ostatniego dnia (23 sierpnia) po południu czekają nas emocje związane z finałem na 800 m. Tu także powinniśmy mieć swojego reprezentanta w finale. Marcin Lewandowski w Monaco pobiegł fenomenalnie (1.43,84 - rekord życiowy), z kolei Adam Kszczot potrafi biegać końcówki i jest przygotowany, by przejść eliminacje oraz półfinały. Z polskiego punktu widzenia w Berlinie nie ma prawa być nudno. Jeśli dopisze szczęście, odnotujemy najlepszy występ od czasu mistrzostw w Edmonton w 2001 roku. Wówczas zdobyliśmy cztery medale, w tym dwa złote.