Mistrz olimpijski i wicemistrz świata w pchnięciu kulą prywatnie jest przyjacielem Małachowskiego. Wspierają się, pomagają sobie nawzajem i trzymają za siebie kciuki. Dlatego Majewski nie mógł sobie wyobrazić, by mogło go zabraknąć na trybunach Stadionu Olimpijskiego. Rywalizacją denerwował się bardziej, niż Małachowski. Krzyczał do tego stopnia, że ochrypł, a potem wyskoczył z radości. "To jest super sprawa. Piękny konkurs. Szczęście było tak blisko. Cóż, to Robert Harting jest królem Berlina, to on tu zwyciężył, ale nie zapominajmy, że Piotrek jest wicemistrzem świata" - powiedział. Zawodnik wrocławskiego Śląska w czasie konkursu rzutu dyskiem dwukrotnie poprawiał rekord Polski - w pierwszej próbie o dwa centymetry rezultatem 68,77, a w piątej osiągnął odległość 69,15. W ostatniej kolejce wyprzedził go Harting, który posłał dysk na odległość 69,43. "Harting był dzisiaj lepszy, ale Piotrek chyba nie mógł zrobić więcej. On wykonał 150 procent normy, pobił dwa razy rekord Polski i spisał się po prostu doskonale. Naprawdę niewiele zabrakło do szczęścia, ale tak bywa w sporcie" - ocenił Majewski i dodał, że "Piotrek pokazał jakie ma niesamowite możliwości". To jest czwarte srebro dla reprezentacji Polski w stolicy Niemiec. Po trzy sięgnęli miotacze: Szymon Ziółkowski (AZS Poznań) w rzucie młotem, Majewski w pchnięciu kulą i Małachowski w rzucie dyskiem. "Teraz czekam na srebrno w oszczepie, albo Adriana Markowskiego, albo Igora Janika" - uśmiechał się Majewski, który z sukcesu Małachowskiego cieszył się jak ze swojego.