- Daj Boże, oby się udało szablistkom (indywidualnie startuje Aleksandra Socha, zaś zespołowo Polki zaczynają od ćwierćfinału z Francuzkami) i szpadziście Radosławowi Zawrotniakowi. Niech przełamią klątwę hali ExCel" - powiedziała Piekarska po porażce z mistrzynią Europy z 2011 roku Geroudet.- Najgorsze jest zejście z planszy z poczuciem, że nie zrobiłam wszystkiego, co mogłam. Na końcu walki, brzydko mówiąc, zabrakło mi "jaj". Zrobiłam łącznie dwa-trzy bezsensowne błędy, dałam ciała - bardzo dosadnie mówiła 25-letnia zawodniczka, wicemistrzyni kontynentu z 2010 roku.Polka rozpoczęła od prowadzenia 2:0, ale później do głosu doszła Szwajcarka, zadając pięć kolejnych trafień. Piekarska systematycznie odrabiała straty. Doprowadziła do remisu 7:7, ale po kilku udanych akcjach Geroudet odskoczyła na 11:8. Na 45 sekund przed końcem regulaminowego czasu było 13:11 dla Szwajcarki, ale podopieczna trenera Mariusza Kosmana znów wyrównała. Przy stanie po 13, sędzia zaliczył trafienie równoczesne i o zwycięstwie miała zdecydować jedna akcja. Piekarska spróbowała ataku, lecz rywalką ją wyprzedziła.- Jestem zła na siebie, bo powinnam zrobić takie samo natarcie, jak chwilę wcześniej, gdy odrabiając straty zdobyłam dwa punkty z rzędu. Nie zaryzykowałam, wolałam pójść na jednoczesne trafienia, ewentualnie dociągnąć walkę do dogrywki. Zrobiłam za szeroki łuk, dlatego to ona trafiła.- Przed rokiem ją pokonałam, a przebieg pojedynku był bardzo podobny, tyle że w drugą stronę. Przegrywałam 12:14, doszłam na po 14 i wygrałam w dodatkowej minucie. Byłam więc zadowolona, że zmierzę się z Geroudet w igrzyskach. Zdawałam sobie sprawę, że bój będzie równy, ale mogę wyjść z niego zwycięsko - dodała.Blondwłosa Piekarska, drużynowa wicemistrzyni świata sprzed trzech lat, bardzo często zaczyna walki od niekorzystnego wyniku.- Jestem przyzwyczajona do sytuacji, w której "gonię" rezultat. Rozgrzewam się dobrze, jestem skoncentrowana, wszystko wygląda poprawnie. Nie wiem, nie potrafię znaleźć przyczyny. A może tak musi być, to przegrywanie daje mi dodatkowego kopa - stwierdziła.Polka nie zwalała "winy" również na olimpijską tremę debiutancką. - A skąd, w ogóle się nie stresowałam. Bywało tak, że przegrywałam nawet pięcioma trafieniami i jednak odnosiłam zwycięstwo - zakończyła leworęczna zawodniczka.Jej niepowodzenie to ciąg dalszy słabych występów polskich szermierzy w Londynie. Z sześciu walk, jakie do tej pory stoczyli, wygrali jedną. Nikomu nie udało się jeszcze awansować do czołowej szesnastki.Z Londynu Radosław Gielo