Piepoli zaatakował na ostatnim, sztywnym podjeździe o długości prawie 9 kilometrów i średnim nachyleniu 7,4 procenta. Wytrzymał ostanie metry na ściance, której nachylenie sięgało prawie 13% procent i na mecie cieszył się ze zwycięstwa. To trzecie w jego startach w Giro, po dwóch wywalczonych w ubiegłym roku. Otwierając szampana, mocno oblał nim dojeżdżającego dopiero na metę Sylwestra Szmyda. Obaj znają się znakomicie, bo na co dzień razem trenują. Polak pogratulował zwycięzcy, ale sam nie miał powodu do zadowolenia. Ostatni podjazd okazał się dla niego wczoraj za ciężki. Nie tylko nie pomógł swojemu liderowi z grupy Lampre Damiano Cunego, ale także sam stracił bardzo dużo. Drugi finiszował Danilo Di Luca, a trzeci był Andy Schleck. W starciu głównych faworytów całego wyścigu szybszy był Gilberto Simoni, ale Cunego stracił niewiele.