"Będąc w takiej "komunie", właściwie nie czuje się człowiek jak na igrzyskach. Chciałoby się już wystartować" - wyraził swą opinię, podzielaną przez wielu innych alpejczyków, 25-letni narciarz. Ligety miał startować we wtorek, w pierwszej konkurencji alpejskiej, w zjeździe do superkombinacji, ale zawody zostały przełożone z powodu burzy śnieżnej. Teraz musi czekać do piątku, kiedy - o ile pogoda pozwoli - ruszy do rywalizacji w supergigancie. To będzie po ponad półtoratygodniowym oczekiwaniu na start. "Szkoda, że nie można urządzać każdych igrzysk w Park City, w st. Utah, gdzie śnieg pada tylko w nocy, jest zawsze słonecznie i minus 25 st. C. Na pewno byłoby przyjemnie" - zażartował Ligety. Cztery lata temu, na swych pierwszych igrzyskach, wygrał kombinację alpejską, mimo że nie zajmował lepszych niż 10. miejsc w poszczególnych konkurencjach. Od tamtego, niespodziewanego zwycięstwa stale się poprawiał i obecnie stał się w pełni wszechstronnym narciarzem. Ligety zdobył brązowy medal w slalomie gigancie w mistrzostwach świata 2009 r., a w 2008 r. wygrał klasyfikację Pucharu Świata w tej konkurencji. W tym sezonie wygrał jeden slalom gigant i prowadzi w klasyfikacji PŚ w tej specjalności. Był też w pierwszej trójce jednego z supergigantów. Ligety już dziś myśli o swej przyszłości. Jest prezesem własnej firmy - Shred Optics - wytwarzającej gogle i kaski. "My narciarze nie jesteśmy w NFL (futbol amerykański), w NBA lub w czymś takim. Nasz sport nie daje wielkich pieniędzy. Czołowi narciarze zarabiają przyzwoicie, ale musimy myśleć o tym, co będzie w przyszłości" - powiedział mistrz kombinacji z Turynu. Już w Turynie Amerykanin potrafił zwrócić na siebie uwagę nosząc różowo-zielone gogle. "Wiele dzieci słało do mnie listy elektroniczne prosząc mnie o takie gogle i pytając, jak mogą je dostać. Postanowiłem więc zacząć coś na własną rękę" - wyjaśnił Ligety.