<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-hiszpania-primera-division,cid,658,sort,I">Primera Division - zobacz wyniki, strzelców, składy, terminarz i tabelę</a> Messi, Ronaldo, Valdes, Mourinho... - dziś w Madrycie dziennik "Marca" zbiera śmietankę Primera Division, by wręczyć nagrody za poprzedni sezon. Najlepszy piłkarz ligi hiszpańskiej, najlepszy strzelec, najlepszy bramkarz, najlepszy trener, trudno o takich tytułach pomarzyć komuś z Levante. Tymczasem to skromniutki klub z budżetem 20 mln euro jest jednym z liderów Primera Division, ustępując Barcelonie tylko różnicą bramek. W sześciu meczach zdobył ich osiem, stracił trzy, najmniej w całej lidze. Bohaterami ostatniego meczu z Betisem byli: skrzydłowy Juanlu (zdobył gola) i stoper Nano - obaj odrzuceni przez zespół z Sewilli. Właściwie cała drużyna Juan Igancio Martineza składa się z graczy, których uznano kiedyś za niezdolnych do futbolu na dobrym poziomie. Wśród nich znalazło się nawet miejsce dla Javiera Farinosa, który w 11 lat temu grał w finale Champions League Valencia - Real Madryt przegranym przez jego były klub 0-3. Farinos wystąpił nawet dwa razy w reprezentacji Hiszpanii, debiutując w Warszawie w 1999 roku. Przez 102 lata swojej historii Levante nigdy nie było na szczycie ligi hiszpańskiej. Po poprzednim sezonie, kto miał oferty z innych klubów z Levante uciekał. Jak jego trener Luis Garcia, który zapłacił milion euro za zerwanie kontraktu, byle zbiec do Getafe (dziś na 17. miejscu). Tymczasem w klubie mającym budżet porównywalny z zespołami Ekstraklasy, powstała drużyna z "odpadów". Mądrze prowadzona przez Juana Igancio Martineza, który znając potencjał swoich ludzi odpowiednio ich ustawia. Trener tak małej drużyny nie musi się wstydzić gry defensywnej. Jej efektem było zwycięstwo nad Realem Madryt po golu niepotrzebnego w Sevilli Arouny Kone. "Królewscy" kompletnie nie umieli sobie znaleźć miejsca w gąszczu pod polem karnym rywali oddając zaledwie dwa strzały na bramkę. Nikt nie chce jednak Levante naśladować. Wczoraj Espanyol, zespół o znacznie wyższym potencjale pozwolił sobie na luksus gry z Realem otwartego meczu. Naiwność Mauricio Pochettino skończyła się na stracie czterech goli, w tym hat tricku Gonzalo Higuaina, jego trzecim w Primera Division. Argentyńczyk bardzo go potrzebował, by na nowo otworzyć debatę: kto powinien grać w podstawowej jedenastce Mourinho Karim Benzema, czy on? Trener Espanyolu wyjątkowo wolno uczy się na błędach. Zwłaszcza swoich. Przeciw Realowi prowadził swój zespół siódmy raz, za każdym razem przegrywając. Bilans bramkowy 0-16. Można się jednak założyć, że następnym razem, na Santiago Bernabeu znów każe swoim piłkarzom grać ofensywnie kładąc głowę pod topór. Trzeba być Barceloną, by pozwolić "Królewskim" użyć ich największej broni - kontrataku. W grze z kontry Ronaldo, Kaka, Xabi Alonso i reszta są dziś prawdopodobnie najlepsi na świecie. Wysokie zwycięstwo było Realowi potrzebne podwójnie. Tuż przed nim Mourinho zaprosił piłkarzy na grilla, by przywrócić jedność w drużynie, poprawić samopoczucie tych, których zbyt długo trzymał na ławce. Media w Hiszpanii bardzo mocno spekulowały o podziale w zespole, na faworytów trenera, czyli graczy, których menedżerem jest jego agent Jorge Mendes i resztę, przede wszystkim graczy hiszpańskich. Do konfrontacji doszło podobno po remisie w Santander, kiedy Mou obiecał wszystkim niezadowolonym, że będzie z nimi więcej rozmawiał i dawał szansę gry. Stąd na Cornella-El Prat i na liście strzelców pojawił się wczoraj Jose Callejon. Była to bardzo nietypowa kolejka Primera Division, w której Barca i Real zwyciężyły, a Messi i Ronaldo nie zdobyli goli. Na klub z Katalonii spada plaga kontuzji mięśniowych, wczoraj stracił Erica Abidala. Ronaldo zagrał tym razem efektywniej niż Messi zaliczając dwie asysty przy bramkach Higuaina. Mourinho podkreślał jak bardzo jego rodak rozwija się w tej dziedzinie. W zeszłym sezonie Ronaldo miał średnią 0,23 asysty na mecz, w tym wzrosła ona już do 0,4. Jak widać uczy się poświęcać dla drużyny. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2143339">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>