Były pomocnik Dyskobolii udzielił szczerego wywiadu "Przeglądowi Sportowemu". Opowiada w nim o swojej młodości, która niekoniecznie była usłana różami. "Jak trzeba było iść dostać za kogoś po gębie to szedłem z przyjemnością. Szczególnie za przyjaciół. Tak pokazywało się charakter. Kto nie dotrzymywał słowa na Bródnie, nie miał racji bytu. Szacunek zdobywałem sobie tym, że nigdy nikomu nie odmówiłem pomocy" - wspomina piłkarz. Jak się okazuje piłka nie zawsze była dobrą okazją do zarobku. Aby zdobyć pieniądze Rocki nie raz musiał wykonywać ciężką pracę fizyczną. "Ojciec mojego przyjaciela Krzyśka miał firmę cykliniarską. Płacił dobrze, pracowaliśmy po 12-14 godzin. Było i na dyskotekę i ciuchy. Był pokaz mody, w adidasie się chodziło" - zdradza zawodnik, lecz kariery w branży cykliniarskiej nie zrobił. Poświęcił się futbolowi. "Piłce trzeba oddać wszystko. Albo się za to bierzesz, albo nie ma tematu. Nigdy nie należy odstawiać nogi, a jeśli trzeba, to przypieprzyć na boisku" - nie pozostawia złudzeń "Rocky", który teraz może być dumny z występów z "elką" na piersi. "Przeglądowi" zdradza kulisy transferu. "Szedłem na rozmowy kontraktowe w Grodzisku, kiedy zadzwonił telefon. Anonimowy. Usłyszałem, że jeśli jeszcze nie podpisałem umowy, to za dwie godziny zadzwoni do mnie trener Urban. Myślałem, że ktoś mnie wypuszcza, okazało się, że nie. Trener spytał, czy chcę grać w Legii. Odpowiedziałem, że nie musi pytać" - dodaje Piotr Rocki.