Lechici pojawili się na poznańskim lotnisku około godziny 8. Po odprawie i porannej kawie w kawiarni znajdującej się w holu portu lotniczego, udali się do samolotu, którym wylecieli do Belgii. W pierwszym meczu we Wronkach Lech Poznań rzutem na taśmę zapewnił sobie zwycięstwo nad Brugią, strzelając decydującą bramkę już w doliczonym czasie gry. - Szanse awansu do fazy grupowej oceniam na 51 do 49 dla nas - mówił podczas konferencji prasowej Jacek Zieliński, opiekun "Kolejorza". Marcin Wasilewski, piłkarz Anderlechtu Bruksela uważa, że w czwartek poznaniakom będzie się grało łatwiej niż tydzień temu we Wronkach. - Wbrew pozorom wydaję mi się, że w rewanżu Lechowi może być łatwiej niż u siebie. Brugge będzie musiało zaatakować, a Lech dobrze czuję się w kontrataku i powinien to wykorzystać - powiedział na łamach oficjalnej strony poznańskiego klubu były Lechita. W pojedynku z Belgami "Kolejorz" wystąpi osłabiony brakiem Sławomira Peszki, który musi pauzować za nadmiar żółtych kartek. - Na pewno Sławka będzie brakowało, ale są chłopcy, którzy mogą go zastąpić i być może przesądzić o losach spotkania - stwierdził przed wylotem do Brugii Bartosz Bosacki, kapitan Lechitów. Atutem Belgów w meczu z Lechem może być licznie zgromadzona publiczność. - Belgowie grają lepiej u siebie. Ich stadion jest gorącym terenem i będzie wypełniony kibicami, czyli około 30 000 fanów, którzy będą bardzo pomagać swojemu zespołowi - zauważył Hubert Małowiejski, analityk "Kolejorza". Na wsparcie swoich fanów mogą liczyć też piłkarze Lecha. Do Brugii uda się ponad tysiąc poznańskich kibiców, którzy głośnym dopingiem będą chcieli pomóc podopiecznym Jacka Zielińskiego wywalczyć awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Mecz Lecha z Club Brugge odbędzie się w czwartek o godzinie 20.30.