Oczywiście to drobnostka w porównaniu z tym, co Lech mógłby zarobić za sam awans do Ligi Mistrzów. Tam miałby zagwarantowane ponad siedem milionów euro, a do tego dochodzą jeszcze olbrzymie wpływy z biletów. Piłkarze Lecha grają jednak nie tylko o pieniądze, choć jeśli wyeliminują Ukraińców to zarobią kilkaset tysięcy złotych. Grają o honor polskiej klubowej piłki w Europie, która już po raz drugi może zakończyć swoją przygodę z pucharami już w sierpniu. Poznaniacy są w bardzo dobrej sytuacji, bo przed tygodniem pokonali Dnipro 1-0. - Kto jest faworytem? Nie wiem, przeczytam to jutro w gazetach. Na razie prowadzimy 1-0, ale przed nami drugie spotkanie. Jesteśmy w lepszej sytuacji i chciałbym, by tak to się skończyło - zapewnia trener Zieliński. Poznański szkoleniowiec nie przejmuje się słowami trenera rywali Władymira Biessonowa, który tuż po pierwszym spotkaniu powiedział, że jest spokojny o awans swojej drużyny. - Każdy wierzy w swój zespół. Pewnie trener Biessonow miał na myśli okazje swojej drużyny z końcówki meczu, ale ja mam w pamięci wynik końcowy i długie fragmenty tego pojedynku - mówił spokojnie Zieliński. W jego zespole nie zagra pięciu piłkarzy - zawieszony przez UEFA Sławomir Peszko, pauzujacy za żółte kartki Dimitrije Injac, kontuzjowani Seweryn Gancarczyk i Bartosz Bosacki oraz Artjoms Rudnevs, który nie został zgłoszony do rozgrywek. Zieliński chciałby, by jego zespół wyszedł na boisko bardzo zmotywowany. - Pragnę, by walka szła na noże, bo o to w tym wszystkim przecież chodzi. Niech to spotkanie wywoła w chłopakach takie emocje, by było widać, że idą na wojnę. Mówię oczywiście o sportowym aspekcie - opowiada Zieliński. Lech w ostatnich 32 oficjalnych meczach nie stracił więcej niż jednej bramki - swoją serię zaczął po wrześniowym spotkaniu z Legią Warszawa (przegrał wtedy 0-2). Jeśli podtrzyma tę passę, to albo w czwartek awansuje albo też rywalizacja z Dnipro zakończy się w rzutach karnych. Zieliński zapewnia, że jego podopieczni nie ćwiczyli jedenastek. - Skład obrony w mojej drużynie cały czas się zmienia, choć ostatnio nie byliśmy z gry tej formacji zadowoleni. Wszystko jednak idzie w dobrą stronę, choć niektóre elementy musimy jeszcze dopracować. Obrona Lecha słynęła z tego, że była bardzo stabilna, a teraz jest w niej dużo zmian - przyznaje Zieliński. Przeciwko Lechowi Dnipro zagrało w pierwszym meczu z dwójka napastników, choć zwykle grało z jednym. - Trudno mi powiedzieć, jak będzie w czwartek, ale jesteśmy gotowi na oba warianty - zapewnia Zieliński, który uważa, że sporym wzmocnieniem Dnipro będzie powrót Jewhena Konoplianki. W pierwszym spotkaniu z Lechem niespełna 21-letni napastnik nie grał, bo pauzował za żółte kartki z poprzedniej rundy. - W pojedynku z Dynamem Kijów (w ostatnią niedzielę, było 0-0 - red.) stwarzał największe zagrożenie, był nieuchwytny dla rywali - ocenia trener Lecha. Nie wiadomo jednak, czy wystąpi Rusłan Rotań, który pauzuje od niedawnego spotkania reprezentacji Ukrainy z Holandią. Do Poznania jednak przyleciał. - Złapał uraz tego samego dnia co Grzesiek Wojtkowiak. Pytanie, jak wygląda po kontuzji - zastanawia się Zieliński. - Ale skoro przyjechał, to znaczy że Dnipro rzuciło na nas wszystkie swoje siły - dodaje. Początek meczu Lech Poznań - Dnipro Dniepropietrowsk w czwartek o godz. 20.15.