INTERIA.PL: Co pomyślałeś sobie w sylwestra o północy, gdy zaczynał się Nowy Rok? Jakub Błaszczykowski, pomocnik Borussi Dortmund i reprezentacji Polski: 2007 rok był dla mnie dobry i życzyłbym sobie, żeby ten, który się zaczął był jeszcze lepszy. Ale wiem, że poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Po naszym awansie do mistrzostw Europy oczekiwania są duże. Ale zobaczymy. Jestem pełen optymizmu na ten 2008 rok i myślę, że poradzę sobie z wyzwaniami. Myślisz, że po niepowodzeniach na dużych imprezach - przegranych dwóch z rzędu finałach mistrzostw świata uda się Polsce tym razem wrócić z tarczą? - Co pan ma na myśli przez "wrócimy z tarczą"? Bo jeżeli samo wyjście z grupy - bardzo ciężkiej grupy, to jesteśmy w stanie to zrobić. Podchodzę do tego na chłodno. Zobaczymy, co będzie. Na szczęście mamy tak doświadczonego trenera, że on będzie wiedział, jak zareagować w jakim momencie. Leo z pewnością wszystko poukłada tak, żebyśmy byli na sto procent przygotowani do mistrzostw Europy i na nich powalczyli o najwyższe cele. Ja akurat wierzę Beenhakkerowi. Jestem w stu procentach przekonany, że będziemy odpowiednio przygotowani do tego turnieju. Widzisz w naszym zespole taki potencjał, który byłby się w stanie przeciwstawić zespołowi gwiazd niemieckiej piłki? Michael Ballack wyleczył kontuzję i od razu został kapitanem Chelsea. O sile Klosego, Podolskiego, Schweinsteigera, Kurany'ego wiesz sporo, bo spotykasz ich w lidze. - W ostatnim czasie pokazaliśmy, że stać nas na wiele. Nie chodzi mi o słowa, deklaracje, wypowiedzi i takie rzeczy. Tylko o to, czego dowiedliśmy na boisku. W eliminacjach mieliśmy bardzo dobre wyniki. I to w konfrontacji nie z drużynami, które od czasu do czasu ograją jakąś mocną drużynę, tylko wyprzedziliśmy Portugalię i Serbię, którą również uważam za dobry zespół. Poza wpadką z Finlandią w pozostałych meczach graliśmy na przyzwoitym poziomie. Zobaczymy, co przyniesie nam rok 2008. Uważam, że mamy bardzo dobrą drużynę. Nasz siłą jest kolektyw. To jest klucz do sukcesów. Obrałeś sobie jakieś postanowienia na Nowy Rok? - Nie mam takiego zwyczaju, że w związku ze zmieniającymi się cyframi w kalendarzu zmieniam coś w swoim życiu. Ja cały czas mam jeden cel i staram się do niego dążyć z całych sił. Nie da się go zrealizować w jeden rok. Trzeba go rozłożyć na kilka lat, na całą karierę. Pojawiają się opinie, że Niemcy po tym, jak trafili na Polskę w Euro 2008 zrobią wszystko, aby utrudnić życie naszym reprezentantom w Bundeslidze. Nie obawiasz się o swoją pozycję w Borussi? - Nie boję się, nawet nie dopuszczam takich myśli do głowy. Wiem, co mam robić, znam swoją wartość i będę robił wszystko, żeby grać w pierwszym składzie Borussi. Uważam, że w rundzie jesiennej grałem na dobrym poziomie i nie miałem wpadek. Oczywiście na zimowym zgrupowaniu będą musiał udowodnić swoją wartość, ale nie obawiam się, żeby ktoś mnie odsuwał od składu tylko za to, że jestem Polakiem. Zresztą w klubie by sobie na to nie pozwolili. Wiemy o co walczymy. Cały czas mamy szansę na awans do Pucharu UEFA. Najkrótsza droga do tych rozgrywek wiedzie przez Puchar Niemiec. Faktycznie z tego 10. miejsca w tabeli do czołówki macie trochę daleko. Bliżej wam do strefy spadkowej. - Jeśli będziemy dwa, trzy mecze z rzędu wygrywać, to sytuacja w tabeli będzie się poprawiać. Zobaczymy. Ja na jeszcze nie składam broni. Nie jesteś zawiedziony, że w kilku meczach końcówki rundy jesiennej musiałeś grać jako prawy obrońca? - Z powodu tej zmiany nie byłem zadowolony, ale też nie byłem zawiedziony. Roszada była spowodowana kontuzją naszego obrońcy Philippa Degena. Trener Thomas Doll ze mną rozmawiał na ten temat. Wyjaśnił, że akurat taka sytuacja jest, że dla dobra zespołu przydałoby się, żebym zagrał na prawej obronie. Zapytał, czy jestem w stanie to zrobić. Nie miałem nic przeciwko temu i w ten sposób trzy ostatnie mecze 2007 roku grałem na prawej obronie. Trener zaznaczył, że to rozwiązanie doraźne, bo on traktuje mnie jak pomocnika. Jak ci się grało na obronie? - Najlepiej niech się wypowie trener. Z dziennikarzami różnie bywa. Po ostatnim meczu z Wolfsburgiem była śmieszna sytuacja: w DPA (Niemiecka Agencja Prasowa - przyp. red.) wyróżniają mnie, że byłem jednym z najlepszych zawodników na boisku, a w "Kickerze" dają mi notę 5,5, czyli bardzo słabo.