Jeszcze trzy miesiące temu każda informacja o zakupie praw do mistrzostw świata wywoływała burzę na forach internetowych. Co ciekawe najwięcej obrywało się TVP i Robertowi Korzeniowskiemu, który nie był czołową postacią w negocjacjach ze szwajcarską firmą Infront. Wulgarne, pretensjonalne, czasami chamskie i bezpodstawne żądania internetowych kibiców trafiały na Woronicza również drogą mailową. Żądano zakupienia praw do MŚ, bez względu na cenę, wartość rynkową i na budżet spółki. Tymczasem telewizyjne kierownictwo twardo negocjowało i przekonywało Szwajcarów, że polski rynek w niczym nie jest podobny do rynków niemieckiego, francuskiego czy włoskiego. W efekcie jako ostatni kraj z finalistów MŚ podpisaliśmy umowę z Infrontem, czyli można powiedzieć, że efekt końcowy trudnych negocjacji jest wspaniały: polscy kibice zobaczą wszystkie mecze MŚ w Polsacie i TVP. Co więcej, TVP za 32 mecze zapłaciła mniej niż 4 lata temu za o wiele mniejszą liczbę spotkań (w 2002 TVP pokazała siedem meczów). Według nieoficjalnych informacji telewizja publiczna zapłaciła za prawa 8 milionów euro, a Polsat dorzucił milion mniej. Wychodzi na to, że mundial w Polsce obejrzymy za około 15 milionów euro, a nie jak pierwotnie chciała firma Infront za 20 milionów euro. Osobiście jestem wdzięczny wszystkim negocjatorom, a zwłaszcza tym z TVP, którym (przez abonament) powierzyłem pieniądze na zakup praw. Cieszę się, że zaoszczędzili kilka milionów euro, za które może kupią kolejne ciekawe rozgrywki, mecze ligowe lub Puchar Polski, na który właśnie PZPN rozpisuje przetarg. A że kupili prawa później niż Albania, Rumunia czy Cypr, to już mnie nie interesuje. Liczy się końcowy efekt i zaoszczędzone pieniądze. Swoją drogą jestem ciekaw, ilu internautów którzy trzy miesiące temu wylewali pomyje na TVP, wyśle teraz na Woronicza maila z przeprosinami za wcześniejsze, fałszywe i bezpodstawne sądy. Wydaje się, że takie maile do "publicznej" powinni wysłać również niektórzy dziennikarze z ogólnopolskich gazet. Dziękuję TVP! Dziękuję Polsatowi! MŚ już za 83 dni! Andrzej Łukaszewicz