Nad ranem, opuszczając barcelońskie lotnisko "El Prat", Cristiano Ronaldo i Jose Mourinho wykonywali gesty jasno dające do zrozumienia, że z awansu do finału Champions League Real został po prostu okradziony. Wszyscy w królewskim zespole, łącznie z zachowującym zwykle dystans i zimną krew Ikerem Casillasem uważają pracę arbitrów za skandaliczną. Na Camp Nou gości z Madrytu sfrustrowała anulowana bramka Gonzalo Higuaina na początku drugiej połowy, kiedy popchnięty przez Gerarda Pique Ronaldo padł na nogi Javiera Mascherano uniemożliwiając mu wybicie piłki. Sędzia De Bleeckere przyznał Barcelonie rzut wolny. Histeria w Madrycie Sytuacja faktycznie była dyskusyjna, ale czy godna histerii rozpętanej w Madrycie? Komentarz jednego z pracowników stołecznego dziennika "As" jest wręcz kuriozalny. Napisał, że to była noc złodziejska, dzięki której on, jako dumy kibic Realu czuje się silniejszy. A takim graczom Barcy jak Messi, Xavi, Iniesta i Puyol zostawia ogromny wstyd, który muszą odczuwać po tak niegodziwym zwycięstwie. I jedno, czego mu żal, to madryckich dzieci, niewinnych, nieświadomych, które muszą jakoś zrozumieć tę niesprawiedliwość, ten spisek, to niczym nieuzasadnione faworyzowanie Barcelony przez UEFA. Dlaczego dla Katalończyków istnieją inne przepisy, niż dla wszystkich innych? - pyta na koniec. Cytat nie byłby może wart przytaczania, gdyby dziennikarz nie powtarzał dokładnie tego, co mówił po pierwszym meczu na Santiago Bernabeu Jose Mourinho. Trener Realu osiągnął, więc swój cel. Wmówił fanom zespołu, że jeśli przegrywa, to jest w tym "zero" winy jego i drużyny. To efekt spisków, niegodziwości i niechęci wobec klubu. Ten sam dziennikarz "Asa" stawia odważną tezę, że gdyby sędziowanie było uczciwe, na Wembley polecieliby piłkarze Realu. "Mission Impossible" - tak gracze Królewskich nazywają swoją wyprawę na Camp Nou. Ich zdaniem przy takiej postawie De Bleeckere nie można było zrobić krzywdy Barcelonie. W potoku wściekłości wylewanej przez gości z Madrytu znalazło się w mediach zdanie Xabiego Alonso, który miał powiedzieć, że przyjaźń z niektórymi piłkarzami Barcy grającymi w reprezentacji jest już niemożliwa. Alonso zdementował szybko te słowa, ogłaszając, że nic podobnego nie powiedział. Najładniejszy klasyk Czy wobec takiej "oprawy" meczu warto pisać o samej grze? To akurat był najładniejszy klasyk z czterech rozegranych w ostatnich 18 dniach. Real walczył odważnie i do upadłego, Lass Diarra wypadł znakomicie, zdobywca gola Marcelo był wszędzie i walczył za trzech. Di Maria miał kilka świetnych akcji, Xabi Alonso zaliczył przechwyt, po którym padło wyrównanie. W pobliżu pola karnego odebrał piłkę komuś takiemu jak Xavi, kto i tak zanotował wczoraj 92-procentową celność podań. Mimo wszystko Barcelona panowała nad meczem. W pierwszej połowie całkowicie, w drugiej rywalowi z Madrytu udało się kilka razy wymknąć się spod kontroli. Real miał znacznie więcej okazji do zdobycia gola, niż w pierwszym spotkaniu na Santiago Bernabeu, gdzie Mourinho ustawił go skrajnie defensywnie. Ukarany trener Realu oglądał mecz na Camp Nou w hotelu, w ten sposób uniknął kontroli delegata UEFA i mógł się komunikować ze swoim asystentem Karanką. Jak ocenił mecz Karanka? "Wszystko przebiegło, tak jak przewidywał Mou. Sędzia pilnował, by rywalom nie stała się krzywda". Najbardziej utytułowany klub na świecie zamyka się w swojej krzywdzie i swoim cierpieniu. Oszukany, zdradzony, ale moralnie czysty i zwycięski. Jak jego trener Jose Mourinho. Być może zaczyna się w Champions League nowa tradycja, że kiedy Real przegrywa, winni są inni. Czy przydomek "The Special One" nabierze niebawem całkiem specjalnego znaczenia w światowej piłce? Nie będzie można pokonać "Królewskich", nie wywołując skandalu. Zobacz skrót meczu: <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2075326">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>