Najbardziej wzruszającym momentem było odegraniu polskiego hymnu. - Podczas całych igrzysk w ogóle nie czułem stresu, ale teraz na Okęciu, kiedy usłyszałem Mazurka Dąbrowskiego, to nogi się pode mną ugięły - dodał Bródka. Nasz mistrz olimpijski, jako najpopularniejszy polski strażak, miał oczywiście królewskie powitanie. Na pasie startowym czekał na niego... wóz strażacki. W pełnym ekwipunku, na sygnale eskortował go do strefy celnej. W hali przylotów nie zabrakło oczywiście liczącej kilkadziesiąt osób delegacji strażaków z Łowicza, gdzie na co dzień pracuje nasz mistrz oraz orkiestry. - Dziękuje serdecznie Państwowej Straży Pożarnej za umożliwienie mi startów - wycedził jeszcze Bródka i na dobre utonął w objęciach kolegów z pracy i rodziny. Panczeniści przylecieli do Warszawy z Moskwy razem z grupą dziennikarzy i działaczy. Wbrew pozorom na pokładzie było bardzo spokojnie, a przecież okazji do świętowania nie brakowało. W samolocie oprócz Bródki byli pozostali członkowie brązowej sztafety Konrad Niedżwiedzki i Jan Szymański oraz srebrne panczenistki: Katarzyna Bachleda-Curuś, Katarzyna Woźniak, Natalia Czerwonka i Luiza Złotkowska. - Pewnie dlatego wszyscy wylądowali trzeźwi, bo na pokładzie samolotu nie sprzedawano alkoholu, a jakoś nikt nie zaopatrzył się w choć jedną butelczynę. Gdybym wiedział, to sam zrobiłbym zapasy - powiedział nam po wylądowaniu jeden z działaczy. Może to i lepiej, bo dla Bródki to będzie wyjątkowo ciężki dzień. O godz. 13 rozpoczyna się konferencja prasowa z jego udziałem, a trzy godziny później czeka już na niego z gratulacjami minister sprawiedliwości Bartłomiej Sienkiewicz oraz dowództwo Państwowej Straży Pożarnej. Autor: Krzysztof Oliwa