"Wyszły mi przecież biegi sprinterskie, byłam trzecia po sześciu etapach. Trudno jednak walczyć, gdy organizm jest osłabiony chorobą, antybiotykami, a na dodatek narty nie jadą tak jak powinny" - dodała Justyna Kowalczyk. "To nietrafione smarowanie kosztowało mnie w sobotę co najmniej minutę. Nie mam jednak żalu do serwismenów, bo wiem, że robili co mogli, aby było dobrze. Wyciągniemy z tej sytuacji wnioski i mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej. Zresztą dotyczyć one będą nie tylko sposobów smarowania. gdyby nie choroba walczyłabym w niedzielę o podium" - stwierdziła nasza najlepsza biegaczka narciarska. "Byłam trochę bezradna w czasie walki na finałowym podbiegu. Pociłam się strasznie, czułam się fatalnie, byłam bliska zejścia z trasy, ale gdy pomyślałam, że i tak będę musiała się tam wdrapać, postanowiłam walczyć do końca. Ten podbieg jest jednak niehumanitarny. Gdy moi serwismeni zobaczyli tę górę dzień wcześniej, to się... przestraszyli. Momentami kąt nachylenia przekraczał 30 procent! Coś okropnego... Ale ludzie chcą właśnie oglądać takie zawody, chce tego telewizja, więc chyba za rok znów przyjdzie nam się tutaj wspinać" - zakończyła Kowalczyk.