INTERIA.PL: Gratulujemy zdobycia mistrzostwa Cypru. Sezon był chyba udany? Kamil Kosowski, pomocnik FC APOEL Nikozja: - Nie mam prawa narzekać. Nie wypada być niezadowolonym. Mamy za sobą jeden z bardziej udanych sezonów w historii klubu. Pobiliśmy masę rekordów. Należy do nas rekord ligi co do zdobytych punktów w sezonie. Poza nami nie ma chyba innej drużyny, która w całym sezonie wygrała wszystkie mecze na własnym stadionie, 17 meczów z rzędu wygraliśmy. Zważywszy na to, że budżet naszego klubu jest znacznie mniejszy niż ligowych konkurentów - Omonii i Anorthosisiu, to doprawdy spory wyczyn. Co było kluczem do sukcesu? - Najważniejsze, że zebrała się fajna drużyna, która pokazała, że pieniądze to nie wszystko. Po raz pierwszy od 20 lat wygraliśmy z Anorthosisem na wyjeździe - z drużyną, która grała przecież w Lidze Mistrzów, a po drodze wyeliminowała Olympiakos Pireus. Trzy razy z rzędu wygraliśmy z Omonią. Coraz rzadziej słyszysz pewnie argument, że występujesz w lidze "buraczanej"? - Bo liga jest co roku mocniejsza. Gra tu wielu Portugalczyków i Brazylijczyków o takich umiejętnościach, że w Polsce długo jeszcze takich nie zobaczymy. Poza tym Anorthosis i Omonia oferują takie kontrakty, na jakie nie stać żadnego polskiego klubu. Omonia zamierza sprowadzić chociażby Maćka Żurawskiego, a więc można się domyślać, że zaoferuje mu lepsze pieniądze niż te, które płacą Grecy. To w takim razie dziwne, że nikt ze sztabu reprezentacji Polski nie oglądał ani ciebie, ani Marcina Żewłakowa? - Nikt z ludzi Leo Beenhakkera do nas nie przyjeżdżał, ale ja na nikogo nie czekałem i do nikogo też nie mam pretensji. Po raz ostatni łudziłem się, że wystąpię w reprezentacji przed Euro 2008. Przed turniejem miałem dostać szansę, ale temat umarł śmiercią naturalną. Przeszedłem na drugą stronę barykady - reprezentację Polski traktuję jak kibic, czyli mocno trzymam kciuki za chłopaków. Do Wisły przyszedłeś i pomogłeś jej wywalczyć mistrzostwo. Teraz miałeś spory udział w zdobyciu tytułu mistrza Cypru. - Fajnie, że się to odwróciło, bo wcześniej przyklejano mi łatkę, że spuszczam drużyny. APOEL jest moim trzecim klubem, który gra w żółtych barwach. Dlatego powiedziałem sobie, że do trzech razy sztuka. Z Chievo nie poszło, z Cadizem nie poszło, ale za to z APOEL-em się udało. Jestem zadowolony i nie zamierzam przejmować się głupotami, które ludzie wygadują, w stylu: "Co to za liga, gdzie to grasz?". Oczywiście, mogłem dużo więcej wskórać, ale i tak sezon zaliczam do udanych. Parę ważnych piłek dograłem, kilka goli strzeliłem, a więc drużynie pomogłem. Ty i Marcin Żewłakow należeliście do trzonu drużyny, ale zniknął z niego Jean Paulista. - Jean miał wielkiego pecha, bo na początku sezonu, w rewanżu Pucharu UEFA z Crveną Zvezdą złamali mu nogę. Kontuzja się wlecze i wlecze. Niedawno miał wrócić do treningów z zespołem, ale uraz znowu się odnowił. Wszyscy liczą na jego powrót, bo Paulista w pełni sił jest dla nas wzmocnieniem. Wracasz do Polski, czy zostajesz na Cyprze? - Mój kontrakt jest ważny jeszcze na kolejny sezon. Później pomyślę, co dalej. Będę miał 33 lata. W twoje okolice, do pobliskiej Grecji przeprowadza się Marcin Baszczyński, który podpisał kontrakt z Atromitosem Ateny. "Baszczu" miał wielkiego pecha, bo w meczu z Piastem Gliwice, w końcówce sezonu, zerwał więzadła krzyżowe. - Kontuzja wielce pechowa, Marcin miał jednak szczęście w nieszczęściu, że ten kontrakt z Grekami podpisał. Może życia mu to nie uratowało, ale karierę na pewno tak. Znając mechanizmy działające w Krakowie, "Baszczu" byłby skazany na propozycję Wisły, a po kontuzji jego karta przetargowa byłaby słaba i mógłby najzwyczajniej zostać na lodzie. NIE PRZEGAP! JUTRO "KOSA" OPOWIE O TYM, KTO BĘDZIE MISTRZEM POLSKI, A KTO SPADNIE, A RACZEJ NIE POWINIEN SPAŚĆ Z EKSTRAKLASY!