Na wniosek Wisły Kraków "Kosa" rozwiązał w poniedziałek umowę o pracę z klubem. Z kartą zawodniczą na ręku poszukuje nowego pracodawcy. INTERIA.PL: Kiedy się dowiedziałeś, że nie zagrasz już w Wiśle? Kamil Kosowski: Zanosiło się na to już od piątku. Otrzymałem od klubu propozycję rozwiązania umowy o pracę. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podziękować klubowi za to, że puścił mnie bez odstępnego. To jedyny pozytyw całej tej sytuacji. W pierwszej wersji przecież pojawiło się hasło, że za mnie trzeba skasować 200 tys. euro. Teraz jestem wolny i daję sobie dwa tygodnie na znalezienie klubu. Co czujesz? - (Długie milczenie) Jestem rozbity. Muszę wszystko przemyśleć. Przespać się z tym dzień, dwa i biorę się do szukania klubu. Jak wyglądało pożegnanie z kolegami z zespołu? Stali murem za Tobą. - Rozkleiłem się trochę. Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo to przeżyję. Jeszcze dziś rano byłem przeświadczony, że zostanę z nimi, wspólnie pojedziemy na obóz do Hiszpanii. Cały czas nie dociera to do mnie, że nie ma mnie z nimi, tylko wracam do domu. I właśnie chłopakom chciałem podziękować, bo to wszystko - udana jesień, zwieńczona powołaniem mnie do kadry, stało się dzięki nim! Trener Skorża, który mi zaufał i jego ludzie ze sztabu, też mają zasługi w tym powołaniu. Ciężko się wypowiadać... Za pięć miesięcy mistrzostwa Europy, a jeden z kadrowiczów traci pracodawcę. Powiadomiłeś już sztab Leo Beenhakkera? - Rozmawiałem z Adamem Nawałką. Powiedziałem mu, że taki scenariusz - rozwiązanie umowy z Wisłą jest wielce prawdopodobny. Prosiłem o przekazanie Leo Beenhakkerowi, że przy wyborze nowego klubu będę się kierował właśnie tym, żeby grać, a nie siedzieć na ławce za niezłe pieniądze. Prosiłem też o zwracanie na mnie uwagi. Na wiosnę może to już nie być takie łatwe, jak jesienią. Przecież niemal każdy mecz Wisły był transmitowany, a jeśli nie, to na trybunach pojawiał się Nawałka, Beenhakker, albo ktoś ze sztabu kadry. Klub w którym się znajdę w telewizji może nie gościć tak często. Kadrowicz Beenhakkera w dobrej formie z kartą na ręku, po znakomitej jesieni, w której zaliczył 9 asyst to przecież skarb. Będą się o Ciebie biły wszystkie polskie kluby! - Ale mnie one nie interesują. Już raz mówiłem, że w Polsce dla mnie liczyła się tylko Wisła i zdania nie zmienię! Po raz kolejny spróbuję szczęścia za granicą. Masz oferty? - Zainteresowanie jest niemałe. Z kilku krajów. Tak naprawdę, to wszyscy czekali, aż będę miał dokument potwierdzający rozwiązanie umowy z Wisłą w ręku. Na zachodzie Europy panuje opinia, że negocjacje z Wisłą są ciężkie. Jeden człowiek rozpuścił wici w moim imieniu. Co z tego wyniknie, zobaczę z kilka dni. Jak to się stało, że jesień była dla Ciebie tak udana? - Najważniejsza sprawa to kibice. Ich doping, wsparcie dla mnie - to wszystko niezapomniane dla mnie chwile. One dodawały wiary w siebie, uskrzydlały! Chciałem im gorąco podziękować. Również tym, którzy na forach internetowych nazywali mnie "chciwym bydlakiem". Podkreślałem już to nie raz, ale żeby było jasne, to przypomnę - od początku miałem najniższe zarobki w Wiśle. Nie bałem się o tym mówić. Niektórych może te słowa bolały, uznali je za nie na miejscu? Ja w każdym razie nie mam sobie nic do zarzucenia. Starałem się godnie reprezentować Wisłę. Odchodzę z podniesioną głową. Rozmawiał: Michał Białoński Cdn - We wtorek szukaj u nas drugiej części rozmowy z Kamilem Kosowskim, w której piłkarz wyjaśnia, komu przeszkadzał w Wiśle Kraków.