Interia.pl: 10 medali naszych sportowców w Pekinie to sukces, czy porażka? Robert Korzeniowski, szef redakcji sportowej TVP, czterokrotny złoty medalista olimpijski w chodzie: - Nie jest rzecz w ilości zdobywanych medali, tylko w tym, jak się sprawdzają nasze domniemane szkoły - zarówno sportów walki, pływania czy lekkoatletyki. Gdy się je przeanalizuje, na pewno nie ma się czym zachwycać. Nie zachwyciła przecież cała szermierka - mieliśmy parę listków figowych tutaj. Na szczęście ujawniło się parę silnych osobowości wspieranych przez otwartych trenerów. One wygrały. Wygrywały czasami przegrywając złoty medal, ale zdobywały srebro. Największym zaskoczeniem - występ Majewskiego. W jego wypadku można było liczyć na medal, ale niekoniecznie na złoty. Wysłaliśmy do Pekinu rekordową w ostatnich 28 latach kadrę. - Jeżeli mierzyć igrzyska miarą liczby zakwalifikowanych sportowców i porównać ją do zdobytych medali, czy punktów, to rzeczywiście występ Polaków mógł trochę rozczarować. Niemniej jednak spodziewaliśmy się wielkiej chińskiej fali, która naszych zaleje i okazało się, że to nie chodziło o chińską falę, tylko świetni są Amerykanie, Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Koreańczycy. Po prostu świat jest coraz lepszy. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że z igrzysk na igrzyska sami musimy być coraz lepsi, jeśli chcemy coś osiągać. Jeśli będziemy siedzieć i rozpamiętywać swoje rekordy, to cała zabawa przestanie mieć sens. Czyli postęp w sporcie jest jak rozpędzony pociąg? - Dokładnie. W skali mikro zwróciłem uwagę na to, co się dzieje w mojej dyscyplinie, a nawet tylko konkurencji (chód na 50 km - przyp. red.). Żeby wygrać w Atlancie, wystarczyło mi złamać 3 godziny i 44 minuty. Żeby wygrać w Sydney musiałem już złamać 3:42, a żeby wygrać w Atenach - 3:39. Teraz w Pekinie trzeba było złamać 3:38, żeby wygrać "złoto". Czyli każde igrzyska wymagają od mistrza lepszego rezultatu. I tu nie chodzi o to, że poprzedni mistrzowie byli słabsi, gorsi. Nie. Po prostu cały świat "zasuwa" do przodu. Jak my nie zaczniemy się oglądać na ten świat, nie zaczniemy go sami podglądać, jak nie ruszymy do tej walki z nowoczesnością, no to będziemy sobie odliczać co kolejne igrzyska powiedzmy dwa medale, albo zadowalać się tym co mamy i mówić, że "w gruncie rzeczy nie jest tak źle". Nie denerwuje Cię brak profesjonalnego systemu przygotowań olimpijskich? - Mówił o tym w transmisji Włodek Szaranowicz. Temat ten wyszedł już w naszej wewnętrznej dyskusji z Włodkiem. Dobry system przygotowań olimpijskich to nie taki, który powstaje w poolimpijskiej burzy i w atmosferze ścinanych głów trenerów i prezesów. Taki system jest przygotowywany na osiem lat i zakłada start w jednych igrzyskach, ale jednocześnie przygotowanie kadry do kolejnych. Tymczasem my jesteśmy mistrzami w działaniu ad hoc. Ta kadra była zbierana w ciągu ostatnich dwóch lat tak naprawdę i mnóstwo talentów poległo z różnych względów, m.in. z powodu braku ścieżki olimpijskiej. Trudno się spodziewać cudów po występie naszych w Londynie, ale jeśli się nie weźmiemy za budowanie systemu pod olimpiadę 2016, to zapomnijmy, że obronimy nawet te 10 medali, które mamy w tej chwili. Będziemy tracić co kolejne igrzyska po kolejnym "oczku" medalowym. A w Pekinie mieliśmy reprezentantów ponad stu klubów! Czy przygotowania nie są za bardzo rozdrobnione? - Ja mam swoją teorie na ten temat. Uważam, że została fantastycznie rozdana kiełbasa wyborcza do wszystkich klubów i teraz prezesi mają niemal pewne głosy na kolejne wybory. I wszystko gra! A to, czy oni nadawali się do walko o jakieś wyższe trofea, to nie jest ważne. Spełniali minimalne kryteria, byli na igrzyskach i tyle! Jak spojrzeć na to - czy wysyłać zawodnika, który rokuje i ma poniżej 23 lat, a potem co robić z zawodnikiem w wieku między 23 a 30 lat, i kogo wysyłamy w wieku lat 30. To są decyzje strategiczne. Ja ich za nikogo nie podejmę. Jestem byłym olimpijczykiem, a obecnie jestem dziennikarzem, szefem ekipy dziennikarskiej. Nie moją rolą jest naprawianie polskiego sportu. Mogę tylko wyrazić swoją opinię. Świat ucieka techniką. Sam korzystałeś z nowoczesnych urządzeń do pomiaru wysiłku podczas treningu i zawodów. Nie wszyscy w naszej kadrze na Pekin mieli taką technikę. - A to, co ja stosowałem jest już nieaktualne. Świat jest znacznie dalej. Jeśli siedzi się w tej grze, to trzeba nowe rzeczy wymyślać i jeszcze bardziej zgłębiać wiedzę. Udało się zrealizować wszelkie plany telewizyjne w Pekinie? - Tak, jestem zadowolony przede wszystkim z tego, jak udało mi się wykonać moją pracę - robiliśmy co tylko można i nie zgubiliśmy występu żadnego Polaka! Rozmawiał: Michał Białoński